Przypomnijmy: ustępująca premier Beata Szydło przyznała swoim ministrom i samej sobie nagrody w wysokości od 65 do 82 tys. W sumie państwo wydało na nie 5 mln zł. W ten sposób pensja Beaty Szydło była o ok. 1/3 wyższa niż pensje jej poprzedników – Donalda Tuska i Ewy Kopacz.
Ministrowie wzięli nagrody, ale gdy rzecz została ujawniona, PiS zapłaciło za nie największym od przejęcia władzy spadkiem w sondażach. Na ratunek partii ruszył prezes. Na konferencji prasowej w miniony czwartek oświadczył, że ministrowie mają oddać nagrody, a dokładniej: przekazać pieniądze na rzecz Caritas. Prezes ogłosił również, że PiS obniży pensje posłów i senatorów o 20 proc., obniży też zarobki wójtów, burmistrzów, prezydentów miast, marszałków, starostów, a także zniesie „wszelkie dodatkowe poza pensją świadczenia, jeśli chodzi o kierownictwa spółek skarbu państwa i spółek komunalnych”.
Wszystko to Kaczyński na zamiar egzekwować z całą stanowczością, a kto w partii sprzeciwi się i nie będzie chciał poprzeć tych zmian, straci miejsce na liście wyborczej PiS.
Według prezesa ma być "dużo skromniej niż dotychczas" z jednym wszakże wyjątkiem.
Szef PiS – jak ujawniła 3 kwietnia „Gazeta Wyborcza” – wydaje na własną ochronę 135 tys. miesięcznie, dwukrotnie więcej niż roczna nagroda, którą przyznała sobie Szydło. I nic nie zapowiada, że się to zmieni.
*
Widząc jak roztrzaskuje się wizerunek PiS, jako partii pokory, pracy, umiaru i słuchania obywateli, Kaczyński sięgnął na wspomnianej konferencji po post-prawdę w niespotykanej formie: sam sobie zadał kłam, zaprzeczając, że zachęcał Beatę Szydło do obrony nagród dla rządu i do pokazanie pazurków. Jeszcze niedawno, bo 26 marca 2018, na pytanie Michała Karnowskiego( wPolityce), czy można bronić nagród dla ministrów, prezes PiS odpowiadał:
„Trzeba bronić, bo nie można popadać w szaleństwo”. Kilka dni później okazało się, że sam musiał popaść w szaleństwo, bo nagród dłużej bronić się nie dało.
Podczas konferencji Kaczyński powiedział również: "O żadnych pazurkach nie mówiłem." I znowu minął się z prawdą. W tym samym wywiadzie dla wPolityce powiedział: "Bardzo się cieszę, że Beata Szydło wystąpiła w Sejmie i gratuluję jej tego(...)I też przed tym wystąpieniem powiedziałem jej: pokaż proszę pazurki".
W ten sposób Jarosław Kaczyński wprowadził post-prawdę – jako metodę polityczną – na niespotykany dotąd poziom. Głosi coś, co jest w oczywisty sposób sprzeczne już nie z faktami czy interpretacjami innych ludzi, ale z jego własnymi wypowiedziami. Stawia to jego zwolenników w trudnym położeniu. Gołym okiem widać bowiem, że prezes nie mówi prawdy.
*
Czy odtrąbiony przez prezesa odwrót od pisowskiego grabienia państwa podniesie słupki sondażowe partii? Trudno powiedzieć, choć spadek poparcia dla PiS to nie tylko nagrody.
W ostatnim czasie nagromadziło się wiele sygnałów o wykorzystywaniu spółek skarbu państwa i apanażach, z których hojnie korzystali politycy i działacze PiS. Dodajmy do tego przejęcie przez tę partię wszystkich urzędów i agencji, wymianę prawie całej kadry kierowniczej, utworzenie ponad tysiąca wyższych stanowisk kierowniczych w administracji rządowej, rozmontowanie mechanizmów rekrutacji do służby cywilnej. Uderzyło to w wizerunek partii, która od powstania miała na sztandarach walkę z korupcją i nepotyzmem. Podkreślała swą uczciwość i czystość. A zaledwie po dwóch latach rządów okazało się, że obiecywana odnowa moralna to fikcja.
*
Konferencja prasowa prezesa pokazała, kto rządzi Polską i jak daleko kraj nasz odszedł od demokracji parlamentarnej. Kaczyński tylko pozornie oddał władzę innym. Morawieckiemu premierostwo, Dudzie prezydenturę. Prezes, jako zwykły poseł, nie posiadając żadnych konstytucyjnych podstaw do rządzenia krajem, chce sam decydować o wszystkim. Tak nie da się rządzić dużym krajem.
Po dwóch latach widać, że system, który stworzył Kaczyński, doprowadził do chaosu w państwie i konfliktów społecznych. Dlatego prezes musiał ogłosić odwrót i to nie tylko w sprawie nagród dla ministrów.
Zbigniew Noska
Napisz komentarz
Komentarze