Tak naprawdę przyjechali za pracą bądź wiedzeni miłością. I miłość ich w Polsce zatrzymała. Nie jest to jednak lekkie „czytadło”, bo historie osób opisanych w reportażach Przemysława Semczuka to bogate biografie – na tyle pasjonujące, że parę z nich śmiało mogłoby posłużyć na scenariusz pasjonującego filmu.
Przemysław Semczuk to dziennikarz, reportażysta, specjalizujący się w tematyce historii Polski okresu PRL; autor poczytnych książek o Polskiej Republice Ludowej. Pisał o polskich seryjnych mordercach okresu komuny, Knychale, Marchwickim, Kocie, przybliżył historię „czarnej wołgi” i „biografię” malucha, opowiadał o zatajonych katastrofach PRL-u, ale jest też autorem powieści kryminalnych opartych częściowo na faktach takich jak „Tak będzie prościej” czy „To nie przypadek” dziejących się w Karkonoszach. Był jednym z współtwórców programu telewizyjnego "Cienie PRL-u", realizowanego przez TVP. Publicysta tygodników "Newsweek", "Wprost" magazynów "Focus Historia", Wysokie Obcasy Extra". Ostatnio wydał zbiór reportaży zatytułowany „Wybrałem Pol(s)kę”. To opowieści o ludziach, którzy w czasie, gdy z Polski raczej uciekało się na zachód, podejmowali decyzje o zamieszkaniu w naszym kraju.
- Zaczęło się od George’a Bidwell’a. Kiedyś pisałem o nim reportaż. Było dla mnie zaskoczeniem wtedy, że w czasach, gdy wszyscy stąd uciekali - były desperackie próby porwań samolotów, czy pokonania kajakiem Bałtyku – gdy ludzie robili wszystko, by się stąd wyrwać, byli też tacy, którzy przyjeżdżali, by tutaj zostać. Byłem zaskoczony tą sytuacją z Bidwell’em i postanowiłem znaleźć więcej takich osób. Okazało się, że było ich kilkanaście tysięcy. Do książki wybrałem osoby znane, kojarzone, a wspólnym mianownikiem miały być historie miłosne – bo każda z tych osób spotkała tu miłość życia… Tak że miało być z happy endem, ale niestety, nie wyszło… Większość z tych historii kończy się w smutny sposób – mówił podczas czwartkowego spotkania w Pile Przemysław Semczuk.
Główną postacią jest George Bidwell. Były oficer armii brytyjskiej, weteran kampanii w Afryce po wojnie trafił do Warszawy, gdzie objął stanowisko dyrektora British Council. Na raucie w ambasadzie poznał Annę Wirszyłło, w której natychmiast się zakochał. Korespondencyjnie rozwiązał swoje pierwsze małżeństwo, od lat fikcyjne. Jednak władze brytyjskie nie chciały pozwolić na polityczny precedens. Wykorzystano fakt, że dokumenty rozwodowe nie zostały potwierdzone urzędowo i oskarżono go o bigamię. Bidwell zrzekł się angielskiego obywatelstwa i nie znając ani słowa po polsku, stał się Polakiem. Został poczytnym pisarzem, wydał blisko 50 tytułów. Książki pisał po angielsku, a jego żona tłumaczyła je na język polski. Przyjaźnił się z Iwaszkiewiczem, który wprowadził go do Stowarzyszenia Literatów Polskich i zachęcił do osiedlenia się w Przesiece, górskiej wiosce w Karkonoszach. Tak też się stało. Tam prowadzili „Owczy Dwór” – tak nazwali swój dom otwarty dla artystów i przyjaciół. Przy okazji hodowali kaczki, konie i… pomagali innym, gdy była potrzeba.
- Bidwell zakochał się, stwierdził, że zostaje w Polsce… Oddał angielski paszport. To był desperacki krok z jego strony. Przez przypadek, nie mając zupełnie świadomości co się dzieje, uwikłał się w ogromną intrygę polityczną i został wielokrotnie wykorzystany politycznie. Myślę, że dopiero po wielu latach do niego dotarło, że było zupełnie inaczej niż myślał… On miał bardzo socjalistyczne poglądy, a potem okazało się, że ten system jest często przyniesiony na bagnetach… To było dla niego ogromnym rozczarowaniem – mówił Semczuk.
Inną postacią opisaną w książce jest Peter Raina – historyk, publicysta, który mieszkał w Polsce zaledwie kilka lat. Ożenił się z Barbarą Wereszczyńską i razem z nią, z powodów politycznych, musiał zamieszkać w Berlinie Zachodnim. Po śmierci żony Raina dowiedział się, że Barbara – do końca - była w kontakcie z SB i pisała raporty o działalności męża…
- To musiało być dla Rainy straszne przeżycie, gdy się o tym dowiedział. Była taka historia, że kiedyś podczas jakiegoś spotkania pewien człowiek głośno wyraził się „a twoja żona jest agentem”. Raina dał mu za to w twarz. Po latach okazało się, było to prawdą.. – mówi autor książki.
Smutny finał miała także historia Davida Halberstama, dziennikarza, laureata nagrody Pulitzera. Halberstam poznał w Warszawie Elżbietę Czyżewską, popularną w owym czasie aktorkę. Początkowo był hołubiony przez władze. Nie trwało to długo, po dwóch latach od zawarcia małżeństwa został wydalony. Powodem był krytyczny wobec Gomułki artykuł, który opublikował w „The New York Times”. Elżbieta wyjechała po marcu 1968 roku. Niestety małżeństwo rozpadło się dziesięć lat później.
Ciekawa jest także opowieść o muzyku, perkusiście z Kuby José Torresie.
- Przybyły z komunistycznej Kuby Torres miał tam kompletnie wypraną ideologicznie głowę. Uważał, że komunizm to słuszny system. Dziś fajnie opowiada o tym, że jak mu zaproponowano, żeby przyjechał do Polski na studia, to om o Polsce wiedział tylko tyle, że leży koło Związku Radzieckiego, a ZSSR to jest najmądrzejszy kraj na świecie. A więc Polska, leżąc koło ZSSR, też musi być mądrym krajem. I bardzo się buntował początkowo, że ten komunizm nie jest tu u nas taki silny, jak na Kubie i że jest krytykowany. Był zdziwiony np. tym, że nie ma wieców porannych, że nie trzeba wznosić haseł rewolucyjnych, że nie ma nasiadówek studentów, gdzie im się tłumaczy co Fidel Castro miał na myśli. I tu nagle świat zaczął mu się walić, bo ta podbudowa ideologiczna dawała mu sztywne ramy do tego, jak on ma żyć! Nie mógł pojąć, co się dzieje… A koledzy z akademika zaczęli go wyprowadzać z błędu… I dowiedział się, że ZSSR nie jest wcale krajem najmądrzejszym na świecie. Początkowo bardzo się z nimi o to kłócił, ale powoli jego świadomość się zmieniała…
***
To kolejna książka, w której P. Semczuk opisuje czasy PRL-u.
- Piszę dla młodych ludzi, by pokazać im, jak wtedy było i dla osób starszych, by pokazać im coś, czego nie wiedzieli. Bo wbrew pozorom tamta epoka jest po prostu nieznana, ponieważ w tamtych czasach były ograniczenia jeśli chodzi o informacje. Taki normalny mieszkaniec, dajmy na to Wielkopolski, nie wiedział co się dzieje na Śląsku, na Dolnym Śląsku albo gdzieś w Olsztynie. Gazety lokalne pisały tylko o tym, co dzieje się lokalnie, a ogólnopolskie wyłącznie o najważniejszych wydarzeniach. Stąd, okazuje się, starsze osoby, które całe życie przeżyły w PRL-u, nie wiedzą o wielu wydarzeniach. Dziś wystarczy pójść do biblioteki, wyciągnąć jakąś starą gazetę lokalną i nagle okazuje się, że tu jest coś ciekawego, tam jest coś ciekawego! Tego jest mnóstwo – mówi autor. - Pamięć ludzka się zaciera – to raz. Dwa, że zaczęto od dłuższego czasu operować stereotypami opisując PRL. Nie mówię, że wszystkim żyło się wtedy dobrze, ale wielu osobom tak… A tymczasem my dzisiaj operujemy tylko sloganami typu, że kartki były, że było ciężko, że tylko ocet stał na półkach. Ja też jako dziecko wychowałem się w PRL-u. Były kartki. Ale … proszę na mnie spojrzeć – jestem typowym przykładem – 18 lat w PRL-u; wychowałem się na occie! – mówił Przemysław Semczuk, dodając, że jego zdaniem dzisiejsze opowieści o tamtej epoce to „zupełne zaciemnianie tamtego czasu”.
- Całe Włochy też jeździły maluchami wtedy… - argumentuje - Bardzo dużo książek pokazuje ten PRL w sposób trochę sarkastyczny. To opowieści typu „absurdy PRL-u”. Pamiętamy komedie Stanisława Bareji… No dobrze… ale gdyby Bareja dzisiaj żył, to ja nie wiem, czy nie kręciłby lepszych komedii na temat tych absurdów które mamy dzisiaj… - podsumował.
Spotkanie – z okazji 30-lecia pierwszych wolnych wyborów w czerwcu 1989 roku - zorganizował klub „Dialog” działający przy RCK w Pile, a poprowadziła je Ewa Kamińska.
eKi
Napisz komentarz
Komentarze