9 października po długiej i ciężkiej chorobie zmarł Zygmunt Selwat, nestor pilskiej przedsiębiorczości, założyciel i właściciel firmy WYPIG. Miał 86 lat. Za całokształt działań na niwie zawodowej i społecznej w 2016 roku Zygmunt Selwat odznaczony został przez Prezydenta RP Złotym Krzyżem Zasługi. Dzisiaj (12.10) miał miejsce pogrzeb zasłużonego dla miasta pilanina.
- Bez wątpienia pan Zygmunt Selwat to marka nie tylko stolicy powiatu pilskiego - Piły, ale całej północnej Wielkopolski. Był człowiekiem nietuzinkowym, nie marnował swojego życia i talentów, był i będzie wzorem rzetelności i twórczych pasji dla kolejnych pokoleń. Odszedł od nas wielki Pilanin – mówi starosta Eligiusz Komarowski.
Rok temu chcąc docenić działalność Zygmunta Selwata, starosta pilski Eligiusz Komarowski, wraz z Arturem Łazowym, prezesem Stowarzyszenia Inicjatyw Społecznych EFFATA i Marią Bochan, prezesem Towarzystwa Miłośników Miasta Piły, wspólnie wystąpili 30 maja 2016r. do Prezydenta RP z wnioskiem o przyznanie Złotego Krzyża Zasługi. Uroczystość wręczenia odznaczenia odbyła się 8 listopada 2016 roku w sali sesyjnej Starostwa Powiatowego w Pile.
__________________________________________________________________________________________
(poniżej tekst archiwalny, zamieszczony w Tygodniku Nowym przy okazji przyznania Zygmuntowi Selwatowi Złotego Krzyża Zasługi w listopadzie 2016 r.)
PIŁA Na początku lat 60. wychodzi z inicjatywą założenia przy Pilskim Domu Kultury Amatorskiego Klubu Filmowego, który później przyjmie nazwę „Rondo”. Przełomem jest zakup kamery 16 mm. Odtąd regularnie powstają Pilskie Kroniki Filmowe, rejestrujące wydarzenia z miasta. - Wiedzieliśmy, że mamy swego „opiekuna” z ramienia MO, który zresztą nawet się z tym nie krył. Ale nam nie chodziło o politykę. Za dyrektora Eugeniusza Wieczorka Pilski Dom Kultury bardzo prężnie działał, były spotkania autorskie, koncerty, bale, na nasze spotkania filmowe przyjeżdżał Zanussi...
- Miałem być fotografem
Pan Wypig
- Miałem być fotografem. Dogadałem się ze znajomym, że będę się u niego szkolił. Ale postawiłem warunek: tylko nic nie mów moim rodzicom! A on pewnego dnia się tym pochwalił i miałem w domu wielką awanturę. Moje plany musiały ulec zmianie – wspomina Zygmunt Selwat, właściciel pilskiej firmy WYPIG.
Jest rok 1947. Zygmunt dowiaduje się, że w jego rodzinnym Gorzowie Wielkopolskim jest wolne miejsce w wytwórni pieczątek Alba. W ten sposób podejmuje naukę w fachu, któremu już pozostanie wierny.
Wtedy jest jeszcze krótko po wojnie. Wiele zleceń jest dla wojska: pieczątki z godłem. Każdy druk na pieczątce musi byś ściśle zarachowany. Potem komuna pójdzie jeszcze dalej – bez zezwolenia na pieczątce nie będzie mógł pojawić się żaden tekst.
- W 1956 roku wróciłem z wojska do Alby. Ale chciałem już pójść na swoje. Rozesłałem zapytania do Cechów Rzemiosł Różnych, czy jest sens założenia firmy z pieczątkami gumowymi? Najbardziej optymistyczna informacja nadeszła z Piły od szefa cechu Konrada Ciemnoczołowskiego. Napisał, że najbliższe wytwórnie pieczątek są w Bydgoszczy, Poznaniu i Koszalinie. A więc sens jest.
Zygmunt przyjeżdża do Piły z jedną walizką, w której jest trochę czcionek, gipsowa matryca i ręczne wiertło. Ma jeszcze tapczan – i to cały dobytek. Działalność rozpoczyna 7 listopada 1956 roku (notabene: w rocznicę święta Rewolucji Październikowej) w pokoiku przy ulicy Mireckiego. Od początku pod szyldem WYPIG, stanowiącym skrót od Wy(rób) Pi(eczątek) G(umowych).
- Pierwsze zlecenie na pieczątkę pochodziło od miejscowego krawca. Kiedy zapłacił mi za robotę, wreszcie mogłem kupić chleb i masło. Potem zwróciłem się do Narodowego Banku Polskiego, który mieścił się w budynku dzisiejszej Szkoły Policji, o pożyczkę na zakup elektrycznej wiertarki. Ale nie miał mi kto poręczyć, bo nikogo w Pile nie znałem. W końcu poręczył za mnie… dyrektor banku, pan Zajęcki.
WYPIG znalazł siedzibę przy Okrzei 56 (- Poczta pociągnęła kabelek, założyła centralkę z dzwonkiem i korbką i miałem łączność z domem na Robotniczej). Potem przeniósł się na Bieruta.
- Na początku władze miasta były wręcz zainteresowane tym, by ktoś robił pieczątki. Ale z jednej strony niby zainteresowanie było, a z drugiej Piła słynęła z tego, że coraz bardziej likwidowano prywatną inicjatywę. Któregoś dnia na egzekutywie w „białym domku” podjęto uchwałę, że trzeba ściągnąć dla mnie konkurencję. I ściągnęli z Chodzieży, nawet dali człowiekowi mieszkanie. Ale coś mu nie wychodziło i dość szybko zwinął interes.
Za to panu Zygmuntowi interes szedł całkiem dobrze. Był trzecią osobą w Pile, która dorobiła się prywatnego samochodu.
- To był Opel Kadett. Kupiłem go w Poznaniu. Kiedy wracając chciałem zahamować, wystawiałem nogę na zewnątrz, bo okazało się, że nie było hamulców.
Ale zdecydowanie większy sentyment miał do późniejszego auta–pięknego, koralowego Wartburga, który przykuwał uwagę, gdy jechał ulicami Piły (auto uwiecznione zostało na wzruszającej filmowej kronice rodzinnej z lat 60.).
- Ważnym momentem w historii WYPIG-u było zamówienie z Lumenu (późniejszego Philipsa), które spowodowało kupno grawerki. Po to, by móc robić pieczątki na żarówkach. Nocowałem kiedyś w hotelu w Wiedniu, patrzę: świeci się żarówka, a na niej moja pieczątka!
Później WYPIG był m.in. pierwszym importerem do Polski produktów austriackiej firmy Trodat. Jako drugi w kraju, po firmie Bazarnik z Warszawy, miał na wyposażeniu automatystemplarskie.
- Jak pokazaliśmy się z nimi na Targach Poznańskich, zainteresowanie było tak wielkie, że do naszego stoiska non stop stała kolejka. Pokazali nas nawet w dzienniku telewizyjnym. Padaliśmy ze zmęczenia, ale sukces był niesamowity!
Albo historia wcześniejsza, gdy Zakłady Ziemniaczane zamówiły w WYPIG-u dużą pieczęć na worki i trzeba było wykazać się nie lada pomyślunkiem.
- Spieszyło im się, musiałem to zrealizować w ciągu trzech dni. Tylko jak? Wymyśliłem taką „maszynę” z drewna, do tego koło od roweru i piłeczka, która chodziła dół-góra. Pracowałem nad tą pieczęcią bez przerwy 34,5 godziny. Opuszki palców miałem zjechane do krwi. Ale zdążyłem.
Każda wykonana pieczątka musiała mieć ślad w rejestrze. Pan Zygmunt przestrzegał tego skrupulatnie, dzięki czemu do dziś zachowała się pełna historia zleceń dla WYPIG-u. Ich inwentaryzacją zajmuje się teraz Towarzystwo Miłośników Piły. Powstaje jedyna w swoim rodzaju „historia Piły w pieczątkach”.
- Pamiętam z dawnych czasów, jak pojechałem z żoną do Wiednia. Czeski pogranicznik dziwił się, że zamierzam z rodziną wrócić do Polski. „Ma pan z sobą żonę, córkę, syna, komplet. I chce pan wracać?” – niedowierzał. Nie mógł zrozumieć, że tutaj mam swój dom, firmę. Że mam do czego wracać.
*
Z zawodowych planów związanych z fotografią nic nie wyszło, ale pasja pozostała. Zygmunt Selwatrealizował ją jako filmowiec-amator.
Było z tym tak: któregoś dnia jedzie do Krakowa na spotkanie z dziewczyną. Idąc na randkę widzi w komisie kamerę na film 8 mm. Nie namyślając się wiele kupuje ją. Z dziewczyną już się nie spotyka.
- Jeszcze w Gorzowie byłem członkiem Polskiego Towarzystwa Fotograficznego. Poznałem ludzi z telewizji poznańskiej. Pan Zielazek zgodził się być naszym instruktorem i prowadzić wykłady i warsztaty filmowe.
Na początku lat 60. wychodzi z inicjatywą założenia przy Pilskim Domu Kultury Amatorskiego Klubu Filmowego, który później przyjmie nazwę „Rondo”. Działa głównie w tandemie z Kazimierzem Marcinkowskim, dziennikarzem i późniejszym redaktorem naczelnym Ziemi Nadnoteckiej. Przełomem jest zakup kamery 16 mm. Odtąd regularnie powstają Pilskie Kroniki Filmowe, rejestrujące wydarzenia z miasta.
- Jako czołówkę do Pilskich Kronik Filmowych wykorzystałem pomnik stojący na ówczesnym placu PPR. W ZNTK zrobili jego mosiężny odlew, który potem ustawiłem na gramofonie, włączyłem wolne obroty i tak kręcącego się filmowałem go.
Zygmunt ma w sobie żyłkę reporterską, ale też ciągnie go do większych form. Na wojewódzki konkurs filmów AKF jedzie film „Przywrócona życiu” – dokumentalny zapis jednego dnia z życia miasta kiedyś skazanego na zagładę, od świtu do zmierzchu. Wczesnym rankiem z Marcinkowskim wspinają się na wieżę kościoła św. Rodziny, by nakręcić pierwsze ujęcie: panoramę miasta budzącego się do życia. Jury przyznaje im III nagrodę.
Swoistym dokumentem tamtych czasów jest film „Rififi”, krótka fabuła o tym, jak ryzykowna dla przestępcy (w tej roli wystąpił Aleksander Pieczul, jeden z ówczesnych animatorów kultury w Pile) okazała się kradzież rolki papieru z eleganckiej toalety Pilskiego Domu Kultury.
- W 1967 roku zorganizowany został w Pile I Ogólnopolski Przegląd Filmów Amatorskich o Ziemiach Zachodnich i Północnych (kolejna edycja w 1969 roku). Zjechało się bardzo dużo ludzi, jednak była odgórna sugestia, by w pierwszej kolejności wyświetlać filmy polityczne. No i wymiotło nam widownię. Potem na tych „normalnych” pokazach uczestniczyła już tylko garstka widzów.
Pamiętam, jak pojechałem z żoną na Międzynarodowy Festiwal Filmów Amatorskich w Mariańskich Łaźniach w Czechosłowacji. Fantastyczny film dali tam Rosjanie, ludzie na końcu wstali i zaczęli klaskać. Nagle okazało się, że to jeszcze nie koniec, tylko dalej z ekranu szła oficjalna propaganda, bo tak musiało być. I film przepadł– wspomina pan Zygmunt.
Zresztą nie trzeba szukać daleko: w AKF „Rondo” powstał film „Partia” w realizacji Gwidona Frąckowskiego i Henryka Rucińskiego (ten ostatni pracował w laboratorium pilskiej Nafty i miał możliwość wywoływania filmów).Film traktował o partii szachów, ale,rzecz jasna, z oczywistą aluzją. Efekt był taki, że na jednym z konkursów pod wpływem cenzury trzeba było zmienić tytuł na „Partyjka”. Ale aluzja i tak pozostała.
- Wiedzieliśmy, że mamy swego „opiekuna” z ramienia MO, który zresztą nawet się z tym nie krył. Ale nam nie chodziło o politykę. Za dyrektora Eugeniusza Wieczorka Pilski Dom Kultury bardzo prężnie działał, były spotkania autorskie, koncerty, bale, na nasze spotkania filmowe przyjeżdżał Zanussi. AKF dysponował studiem nagrań, na zapleczu powstała piękna sala projekcyjna. I kiedy powstały naprawdę dobre warunki dla działalności klubu, na zebraniu zarzucono mi, że ukradłem filmy na własny użytek. Dla mnie był to szok. Powiedziałem: „Proszę mi wystawić rachunek, zapłacę, ale mnie już tu nie ma”. I to była ta iskra, która spowodowała, że niebawem klub się rozpadł. Potem ponoć nowy dyrektor kazał spalić wszystkie filmy. Być może ten ktoś, kto dostał takie polecenie, coś z nich zachował… To były filmy amatorskie, które jednak i dzisiaj bez wstydu można by pokazać.
Wracając do pilskiego przeglądu z 1967 roku: AKF „Rondo” zdobył wówczas dwie nagrody. Jedna z nich była za film Zygmunta Selwata „Nie dotykaj”, poświęcony m.in. śmierci w 1958 roku jedenaściorga dzieci od bomby wyłowionej z Gwdy oraz innej, ale równie podstępnej śmierci, która czyhała na swe ofiary pod krzakiem bzu jeszcze dwadzieścia lat po wojnie. Film cieszył się dużym zainteresowaniem, chciano go nawet skopiować i rozpowszechniać, ale rozmowy w tej sprawie z Wytwórnią Filmową Wojska Polskiego „Czołówka” szły bardzo opornie.
*
Od 1969 roku WYPIG ma siedzibę w jednym miejscu – przy ulicy Kujawskiej 3 w Pile. Współczesna działalność firmy opiera się na długoletniej tradycji i nowoczesnej technologii, czego świadectwem jest solidność i wzorowa estetyka wykonywanych usług.
- Te 60 lat zrobiło swoje. Niektórzy nawet zwracają się do mnie: panie Wypig. A ja powtarzam, że WYPIG to od dawna nie tylko pieczątki, ale także m.in. grawerowanie laserem, grawerowanie ręczne, maszynowe, druk transferowy. To artystyczne prace, które powstają na indywidualne zamówienie klienta. Ale jakoś w powszechnym skojarzeniu nie mogę się od tych pieczątek uwolnić – śmieje się Zygmunt Selwat.
Mariusz Szalbierz
Ps. Na stronie www.wypig.pl w zakładce „Strona historyczna Wypig” obejrzeć można dwa archiwalne filmy wyprodukowane przez AKF „Rondo” oraz Kronikę rodzinną lata 60-te.
Napisz komentarz
Komentarze