Minęło już 36 lat od owej grudniowej nocy, gdy rozpoczął się w Polsce stan wojenny. A mimo to dobrze go pamiętam. Zwłaszcza wiszące w powietrzu, groźne dla mnie i mojej rodziny pytania. Kto kogo? My ich, czy oni nas? I ten strach, co będzie, gdy wejdą Rosjanie.
Dziś z perspektywy czasu nie ulega dla mnie wątpliwości, że 13 grudnia 1981 roku był najbardziej dramatycznym dniem w moim życiu i życiu mojego pokolenia. Dniem trudnych wyborów i jeszcze trudniejszych decyzji.
Ocena tamtych wydarzeń do dziś dzieli Polaków. Wielu z nich (do których i ja się zaliczam) uważa, że wprowadzenie stanu wojennego było uzasadnione. Pogląd ten ciągle jest obecny mimo propagandy, jaka przez lata kształtuje inny obraz tamtych wydarzeń, mimo jednoznacznych ocen zawartych w podręcznikach szkolnych. Zastanawiającym jest fakt, że podział ten dotyczy nie tylko uczestników tamtych wydarzeń, ale tkwi głęboko w świadomości ludzi urodzonych po 1981 roku. Przeglądałem ostatnio sondaże na temat stanu wojennego, które przeprowadziła część internetowych portali. We wszystkich odpowiedź w stylu „stan wojenny był mniejszym złem i uchronił Polskę przed interwencją ZSRR”, a więc argumentacja Jaruzelskiego konkurowała z innymi opiniami.
O czym to świadczy? Żadna indoktrynacja, ani medialna, ani szkolna nie potrafi zniweczyć wpływu rodzinnych przekazów i ocen. To dom rodzinny jest tym miejscem dla Polaka, które zawsze najsilniej kształtowało jego postawy i poglądy. Warto o tym pamiętać, zwłaszcza w okresie świąt Bożego Narodzenia, gdy nasza uwaga na chwilę zwolniona od codziennych trosk i kłopotów koncentruje się na rodzinie i najbliższych.
*
Obserwuję polityczną scenę od wielu lat i stwierdzam, że tak podle i paskudnie jeszcze nie było. Kiedy w 1989 roku nastąpił ustrojowy przełom, wielu ludzi wierzyło, że nareszcie przyjdzie czas, że Polską zajmą się prawdziwi fachowcy, których nikt nie będzie pytał o partyjną przynależność, tylko sprawdzał kwalifikacje. Że powstanie nowy, oparty o jasne zasady zbiór praw podstawowych w gospodarce i polityce.
Nic bardziej mylnego. Bohaterowie tamtych czasów podzielili się natychmiast po zwycięskim obaleniu systemu socjalistycznego. Powstały dwa plemiona, z których jedno przypomina sektę gotową każdego, inaczej myślącego zadeptać, zatłuc różańcami i drzewcami od flag państwowych. Bo tylko oni są prawdziwymi patriotami, tylko oni mają prawo do ubliżania wszystkim pozostałym.
Dopóki istnieje ten podział, polsko – polska wojna będzie trwała, bo to dwie zupełnie różne filozofie działania, dwie zupełnie inne wizje Polski i dwie przedzielone dawnymi granicami zaborów patriotyczne tradycje.
*
Bolszewicka paranoja grzebania w życiorysach i przypinania na tej podstawie etykietek polityczno-moralnych nie tylko nam, naszym ojcom i dziadkom, ale także naszym dzieciom i wnukom mimo upływu ponad ćwierć wieku od powstania Niepodległej Rzeczypospolitej nie opuszcza zwłaszcza niektóre środowiska i niektórych ludzi. Sam tego doświadczam publikując swoje felietony w Internecie. I dlatego po raz kolejny poczuwam się zobowiązany do przypomnienia Moim Czytelnikom tej oczywistej prawdy, że żadnemu człowiekowi i żadnej idei nie udało się dotychczas – mówiąc słowami Juliusza Słowackiego – „zjadaczy chleba w aniołów przerobić”. Każdy człowiek nawet ten, którego uważa się za narodowego herosa lub moralny autorytet, ma na sumieniu jakieś grzeszki. Nikt nie jest wolny od głupstw i słabości. A to błędy młodości w postaci wiary w zdyskredytowane po latach ideały, a to konformizm związany z szukaniem dróg na skróty w kwestii kariery, a to kunktatorstwo polityczne skrywane za wzniosłymi hasłami, a to różne przywary charakteru i skłonności do używek, a to słabość do płci odmiennej lub własnej.
Obserwując publiczne roztrząsanie grzeszków różnych osób, dostrzegam dziwaczne meandry tego problemu. Z jednej bowiem strony w brudach – faktycznych, a równie często urojonych – politycy, historycy IPN moi koledzy dziennikarze, a zwłaszcza tak zwani Internetowi hejterzy grzebią się chętnie. Jednocześnie ci sami demaskatorzy są święcie oburzeni, jeśli ofiarą podobnych praktyk padnie któryś z nich lub ich politycznych pupilów. Wróg polityczny czy towarzyski nigdy nie powinien spać spokojnie, bo w dowolnym momencie może zostać zaatakowany. Gdy jednak podobne błędy przypomni się komuś „naszemu”, wówczas zgodny chór potępia takie „zapędy inkwizytorskie” czy „grzebanie w życiorysach”. A ponieważ my Polacy nawzajem się raczej nie lubimy, lustracyjna karuzela zawodowych opluwaczy kręcić się będzie dalej. I dlatego przestałem się nią przejmować.
*
Na szczęście zbliżają się święta Życie bez świąt byłoby jak długa droga bez zajazdów, w których podróżny mógłby się pokrzepić i wypocząć - stwierdził przed wiekami Demokryt. Czym dziś pokrzepiamy nasze serca w świąteczny czas Bożego Narodzenia? Czego życzymy sobie na święta? Zawsze wszystkiego, co najlepsze. Ale co to jest to „najlepsze”? Co jest tak cenne i piękne, że pozwala w świąteczne dni ogrzać się i pokrzepić na cały nadchodzący rok?
Wigilia wpisała się w polską tradycję jako czas prawdziwego zbliżenia, wzajemnego odpuszczenia win – lekcja miłości. Zawsze w dniu tym ludzie garną się do siebie i z pierwszą gwiazdką siadają do wieczerzy.
Ubierzmy więc choinki, zapalmy świeczki, przykryjmy stół śnieżnobiałym obrusem i zaśpiewajmy wspólnie kolędy.
Nienawiść pozostawmy za drzwiami. Podziały zostawmy na jutro, a wrogom przebaczmy.
Zbigniew Noska
www.noska.pl
Napisz komentarz
Komentarze