Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
To trzeba wiedzieć:
Reklama

Wirtuoz tkwi w każdym z nas, czyli... „Dzieci” Eweliny

Ewelina Ewa Wyrzykowska, pilanka, pasjonatka teatru, ruchu, literatury; instruktor teatralny
Wirtuoz tkwi w każdym z nas, czyli...  „Dzieci” Eweliny

PIŁA   Teatrem jako reżyser zajmuje się prawie 30 lat. Spod jej skrzydeł wyszli znani i uznani dzisiaj artyści np. Elżbieta Cherezińska, Robert Gulaczyk, Ania Witczak

Teatr Wirtualny, choć jego nazwa kojarzy się bardzo z erą komputerów i smartfonów, powstał za czasów przedkomputerowych. Ewelina Ewa Wyrzykowska założyła go niemal 30 lat temu! (za rok będzie okrągła rocznica).

– „Wirtualny” jest pochodnym słowa „wirtuoz” i dokładnie znaczy „potencjalnie możliwy”. To określenie dla grupy teatralnej wynikało z bardzo mocnego mojego przekonania, że wirtuoz tkwi w każdym z nas. Zawsze powtarzam moim młodszym podopiecznym, gdy trafiają do teatru: Mnie nie interesuje, czy ty masz talent czy nie masz; Jak czujesz, że chcesz tu być, to tylko to jest ważne. To wystarczy! Bo moim zadaniem jest nauczyć ciebie skupienia i wyciągnąć z ciebie to, co najlepsze – mówi teatralna instruktorka, założycielka dwóch pilskich teatrów amatorskich - wspomnianego Teatru Wirtualnego i Teatru TAK!   

I od 29 już lat uczy młodszych i starszych owego skupienia i wyciąga z nich to, co najlepsze. Dość powiedzieć, że to spod jej skrzydeł wyszli m.in. Robert Gulaczyk – dzisiaj aktor bardzo cenionego Teatru im. H. Modrzejewskiej w Legnicy, Ania Witczak – wokalistka i instrumentalistka zespołu Dikanda, Artur Paczesny – aktor Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie czy Elżbieta Cherezińska – pisarka, autorka niezwykle popularnych i poczytnych książek historycznych. To w Teatrze Wirtualnym zaczynali swoją przygodę ze sztuką i z teatrem Eweliny Wyrzykowskiej stawiali swoje pierwsze kroki na scenie.    

A takich talentów do odkrycia ściągnęła do swojej grupy znacznie więcej.

- Gdy przychodzą, sami nie wiedzą jeszcze czego chcą i dlaczego chcą być w teatrze. Niektórzy planują aktorską karierę. Widzą siebie na filmowych plakatach i ze światem u stóp, a niektórych trzeba wyciągać ze skorupki niewiary w siebie. A potem są to cudowne, kolorowe ptaki! To najbardziej mnie wzrusza: gdy widzę, jaką drogę przeszli. Jednym z takich najbardziej mnie poruszających momentów jest ten, gdy jestem na koncertach Ani Witczak, a ona zawsze mnie gdzieś tam wypatrzy w tłumie i mówi: - A to jest Ewelina, która uczyła mnie śpiewać! I ja się wtedy ogromnie wzruszam!

Podobnie ma z zawodowymi dziś aktorami, którzy zaczynali stawiać pierwsze aktorskie kroki w jej teatrze. Niedawno miała okazję spotkać się w Pile z Robertem Gulaczykiem, dziś aktorem Teatru im. Heleny Modrzejewskiej w Legnicy, który wcielił się właśnie w Vincenta van Gogha w filmie „Loving Vincent”.  

- Robert przyjeżdżał na próby na rowerze. Z Trzcianki! A przygotowywaliśmy wówczas spektakl plenerowy, w którym on musiał dużo biegać, na dodatek z dużą, ciężką formą! To były lalki przestrzenne. Pierwotnie ten jego Don Kichot miał 14 metrów! Potem się skurczył,  siłą rzeczy, gdyż nie mieścił się w żaden środek transportu… I Robert biegał z tą formą na próbach po boisku, tam i nazad! A potem wracał rowerem do Trzcianki. Ten obrazek pamiętam doskonale. On mówi nie tylko o dobrej kondycji Roberta, ale przede wszystkim opowiada o pasji i olbrzymim jego zaangażowaniu w teatr. Czasem mówi się, że scena żąda krwi, że masz na scenie nie oszczędzać się i nie asekurować, że trzeba na tej scenie siebie oddać całkowicie. Był czas, gdy wejście na scenę wiązało się z wcześniejszym umyciem podłogi na kolanach - byś wiedział, gdzie dziura, gdzie deska, gdzie zaskrzypi, gdzie tąpnie… Byś wiedział, po czym się poruszasz. Z drugiej strony był to test, na ile ty chcesz być na tej scenie… Chcesz gwiazdorzyć? - to nie ze mną. A chcesz tworzyć - to nie mną! – mówi Ewelina Wyrzykowska.  

Ludzi, których los zetknął z Eweliną i którzy potem odnieśli sukces jest naprawdę wielu. Ela Cherezińska – kto dziś nie czyta jej książek? („Gra w kości”, „Korona śniegu i krwi”, „Harda”. „Królowa”); Artur Paczesny – aktor Bałtyckiego Teatru Dramatycznego w Koszalinie, gdzie zagrał w kilku rewelacyjnych, niezapomnianych spektaklach jak „Wodzirej”, „Szewcy”, „Kartoteka”, „Dwoje biednych Rumunów mówiących po polsku”, a także w serialach i filmach m.in. Prawo Agaty, Fala zbrodni, Świat według Kiepskich.   

To także Dariusz Szczęsnowicz – ten, który stworzył prywatny Festiwal Muzyk Twardych „Darowisko”, to Piotr Grochowski, naukowiec po doktoratach dotyczących kultury tradycyjnej, i jego żona Dorota – śpiewaczka specjalizująca się w tradycyjnych technikach wokalnych. To Marta Kochanek - rzeźbiarka, Paulina Brodowska – artystka, malarka. I można by tak wymieniać jeszcze długo… W pilskim Teatrze Wirtualnym pootwierali się, tam pozwolili swoim pasjom wyjść na świat, tam zaczęli się realizować. I osiągnęli sukces.

 

Z wyobraźnią - w ruchu

 

Skąd u Eweliny Wyrzykowskiej taki dar, do odkrywania talentów?

- Jestem dzieckiem technokratów. Ojciec to podwójny inżynier, kiedyś nauczyciel matematyki. Żadnych opcji artystycznych w domu nie było, tak, bym mogła powiedzieć, że wyniosłam pasję z domu. To wzięło się… z ciała. Jako dziecko sporo chorowałam. Był to czas, gdy nie było telewizora. I jak już kończyły mi się dziecięce książki, sięgałam do biblioteki rodziców. A tam były lektury absolutnie nie dla dziecka. Czytałam „Cichy Don”, „Annę Kareninę”… Niewiele rozumiałam, ale te książki - pisane nie na dziecięcy umysł - paradoksalnie jednak uruchomiały wyobraźnię. Książki dziecięce i młodzieżowe zaczęłam czytać znacznie, znacznie później… – opowiada.

Co ciekawe, jest dyslektykiem i ciężko było jej nauczyć się czytania. Ale gdy już zaczęła…! – To książki były wszędzie! W szufladzie, pod poduszką, pod kołdrą, przy biurku, na biurku, pod łóżkiem… Mama aż zabraniała!

Ale świat wyobraźni to jedno. Drugą magią, która stworzyła dzisiejszą Ewelinę był ruch…

- Mam ogromną potrzebę ruchu. Miałam ją od dziecka. Dzisiaj pewnie nazwaliby to ADHD. Był taki czas, że wracało się do domu ze szkoły, rodziców jeszcze nie było.. Włączałam radyjko, a tam działy się różne muzyki. I ja próbowałam opowiedzieć co słyszę ciałem! Robiłam to już jako kilkulatka, a dzisiaj wykorzystuję tę metodę w pracy z aktorem: „opowiedz ciałem co słyszysz, co czujesz”.

 

Dotknąć duszy…

 

Zanim jednak mogła poświecić się teatrowi w pełni, musiała trochę „pourzędować”… I wcale nie chodzi tu o jakieś ekstremalne wyskoki nastolatki…

- Dzisiaj jestem absolutnie w cudownym położeniu. Mam pracę, która nie jest pracą. Był taki moment w moim życiu, kiedy nadszedł czas wyboru zawodu. I ja uległam namowom rodzicielskim i zostałam urzędniczką. Bo sztuka nie, bo nie daje chleba itd.  Spróbowałam więc być tą urzędniczką i to było koszmarne doświadczenie. Kiedy już wiedziałam, że nie wytrzymam i powiedziałam o tym, w domu zaczęły toczyć się dyskusje typu: ale o co mi chodzi, przecież to praca. Powiedziałam: Ale ja jestem nieszczęśliwa. Oni: Ale co ty sobie wyobrażasz, że praca jest po to, by byś szczęśliwym? Tak! -  powiedziałam – Praca jest po to właśnie!  

Jaka dzisiaj jest Ewelina Wyrzykowska? Lubi rzeczy „z duszą”: - Te zrobione czyjąś ręką. One są bardziej przyjazne – mówi. W mieszkaniu, w którym mieszka (głównie późną jesienią i zimą) ma np. starą szafę, z początku XX wieku, z którą .. rozmawia, którą głaszcze.

- Trafiła do mnie z kimś, a potem została. W momencie kiedy została wyszlifowana i odnowiona przeze mnie – własnoręcznie! - okazało się, że jest to przepiękna rzecz, a nie było tego już widać. Teraz codziennie, gdy wchodzę do pracy, muszą ją domknąć, dotknąć, pogadać z nią.

Ale najwięcej „skarbów” ukryła w innym miejscu – w domu wybudowanym prawdopodobnie ok. roku 1892, który stoi w lesie, pod Ujściem. 

- To bardzo stara chałupinka. Tam są już wybierane sprzęty, poszukiwane, stareńkie, piękne. Wiszą tam np. wycinanki mojej przyjaciółki, niektóre wzorowane na japońskiej sztuce wycinania. Jedna przedstawia drzewo domowe, dwie postaci - kobieta zajmuje się ogrodem, mężczyzna rolą, są tam też ptasiorki i różne inne stworzenia. Druga powstała na moje zamówienie i przedstawia ptasie gniazdo wśród trzcin. To niezwykle precyzyjna praca.

 

Miejsce na Ziemi

 

Dom pod Ujściem w lesie to jej miejsce na Ziemi.

- Był to czas, gdy chcieliśmy zmienić mieszkanie. Szukaliśmy domu w Pile. Nie mogąc trafić na nic, co mi się podoba, usiadłam w fotelu w biurze nieruchomości i mówię: Ja wiem, że to nierealne… Ale mi się marzy taki dom, żeby było blisko do miasta, ale w lesie… A pani mi mówi: Ja mam taki dom… To jedziemy oglądać! I to była miłość od pierwszego spojrzenia. Jesień, przebarwiające się dzikie wino, wspinające się na modrzewie… Natychmiast się zakochałam. Żadnego głosu rozsądku nie byłam w stanie z siebie wygenerować. To miejsce ukochane! Panuje tam absolutna cisza. Wczesną wiosną już siadam na skuter i już tam jeżdżę. Choćby na chwilę, po to, by przed pracą usiąść w ogrodzie i napić się kawy. Jesteśmy tam od wczesnej wiosny do pierwszych chłodów. Na zimę wracamy do miasta – opowiada. – U mnie tam jeszcze kwitną prymule…  Jest tam odrobina ogrodu, zioła, kwiaty… nasturcje pnące, trochę dalii. Także te, które były ulubionymi kwiatami mamy. Kiedyś myślałam, że taka nazwa nie istnieje, że mama ją wymyśliła. Ale ona jest. Kwiatek nazywa się onętek. Wygląda jak namalowany przez dziecko, z okrągłymi płatkami, bardzo delikatnymi, na długiej wiotkiej gałązce.

Uwielbia podglądać ptaki; zagapia się na kawki, sikorki, wronki. Kocha wszelakie „zielska”. Własnoręcznie robione zapasy. Pieśni. Te tradycyjne. Wiejskie. Poezję. Ma ukochanych poetów, których „nosi” w sobie, których przesłania przenosi potem często do swoich spektakli. Sama także pisze. Mówi, że zajęte ręce to wolny rozum. – Przy zmywaniu dobrze się pisze, a nie nocą przy świecach – zapewnia. A pracuje transowo… To znaczy, że traci przy tym poczucie czasu.  – Ile go minęło np. na próbach teatru, widzę zwykle po aktorach: że tacy jacyś mniej już skoncentrowani… Zwykle nastawiam więc budzik, by się po pracy obudzić… - mówi.

Taka jest ta Ewelina, która swoimi pasjami rozpala pasje w innych ludziach. Których uczy wrażliwości, wolności i piękna. 

 

Wirtualni i TAK-i!

 

Teatrem jako reżyser zajmuje się już prawie 30 lat. – Nie czuję tego… Tylko lista zrealizowanych spektakli robi się dłuższa. Ale emocje, pasja, entuzjazm są ciągle we mnie te same. Gdy składaliśmy sobie w teatrze życzenia przed świętami, wszyscy życzyli mi podobnie: żeby nie zabrakło mi entuzjazmu i pasji. Tego się nie boję. Bo to nie jest możliwe – mówi z przekonaniem.

Teatr Wirtualny założyła 29 lat temu. Przeszły przez niego dziesiątki uczniów i studentów. Wielu z nich – jak wspomnieliśmy wyżej - sztuką zajmuje się do dziś.

Potem powstał Teatr TAK! 

- W pewnym momencie u „Wirtualnych” z powodów różnic wiekowych zeszłam na pozycję autorytetu, mentora. A teatr to nie tylko bycie razem na scenie, to także bycie z drugim człowiekiem. I ja w pewnym momencie poczułam, że chcę intelektualnego partnera, który będzie mi przynosił swoje literackie „zachwyty”, książki, z którym będę miała podobne pojmowanie świata. „Wirtualni” to młodzi ludzie. Uczniowie, studenci. Młodzież ma silną potrzebę opowiadania o swoim świecie i ja to szanuję. Trzeba dać im tę możliwość opowiedzenia o świecie z ich perspektywy. Tak powstały choćby „Ofelie i Hamlety” – bardzo trudny spektakl mówiący o dzisiejszym świecie, w którym musisz być piękny, musisz być piękna. Inne spektakle Wirtualnych to: Opowiem Ci.. , Zołzy/ Bakalie, Dotyk ognia, Dwie Doroty, Wytańczyć ogień.

- Natomiast TAK! – czyli „Teatralny Atak Kulturalny!” – to ludzie starsi, już pracujący, dwudziestoparo-, 30-, 40-letni. Tu zakres pojmowania świata jest szerszy. Szersza jest też problematyka, której oni chcą dotykać – wyjaśnia Ewelina - „Studnia nieszczęść” – to był spektakl pokazujący dramat nie z poziomu wydarzenia, lecz z poziomu ludzkich dramatów, które temu zdarzeniu towarzyszyły – m.in. o dramatach konstruktorów tej studni. „Raz dwa trzy - wypadasz z gry” – dramat czarnobylski, teraz „Zanim zgaśnie twoje flamenco” – spektakl, który wziął się z wydarzeń grudniowych ubiegłego roku i z poczucia jakie one wywołały – z poczucia zagrożenia wojną domową. Dotarło wtedy do mnie, że historia Federico García Lorci i wojny domowej w Hiszpanii to nasze dziś…  

 

Co na Nowy Rok?

 

- Nie robię noworocznych postanowień. Z premedytacją. Bo łatwo jest sobie wymyślić program na poziomie głowy, ale on potem często nie skleja się z naszym wnętrzem. Za to cudownie buduje wyrzuty sumienia. Dla naszego dobra lepiej odpuścić sobie to czy tamto, bez poczucia winy, i wrócić do spraw, które chcemy zrealizować wtedy, gdy będziemy to robić bez zaciskania zębów – mówi.  

Ale ma jedno postanowienie, którego mocno trzyma się od lat.

- Jak mówi Mała Mi: Będę szczęśliwa, choćbym miała to sobie k… namalować! Wszystkim tej szczęśliwości życzę. Dużo piękna, czasu na to, by zachwycić się kolorem liści i pięknem człowieka obok.  

Edyta Kin

 

 

 

Ewelina Ewa Wyrzykowska

Dekalog w aksamicie

 

jeść wiśnie tylko z migdałami

do bandażowania ran używać koronek

świąteczną choinkę ubierać w łabędzi puch

nie wycierać łez, wycierać buty z rytmu kroków

plan pracy oprawić w mosiężne ramki

niech stoi wygodnie obok brzuchatego zegara

odpoczywa

zamiast igrzysk używać chleba i perfum

czcić pamięć cały rok

 

 



Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Ostatnie komentarze
Autor komentarza: plus dodatniTreść komentarza: Informuje się starca lemanowicza o całkowitym braku erekcji... To stały fragment gry u impotentów intelektualnych.Data dodania komentarza: 20.11.2024, 12:04Źródło komentarza: "Szydercy" - odcinek 22.Autor komentarza: HefajstosTreść komentarza: Dobrym może być miejsce spoczynku Rycha we wsi zabitej kołkami i dechami i pałą ormowską domniemanego, niedookreślonego tatusia.Data dodania komentarza: 20.11.2024, 11:26Źródło komentarza: "Szydercy" - odcinek 22.Autor komentarza: pokój bez klamekTreść komentarza: Ja bym rozgraniczył picie płynów, których skutkiem jest wygaszenie trzęsiączki starczej a który płyn nie ma wpływu na trzęsiączkę. Z mojego doświadczenia jak byłem studentem, miałem kumpla w akademiku. Mimo młodego wieku (22) nie był w stanie funkcjonować bez flaszki wódki od rana. Trząsł się i klekotał szukając swojej teczki, a tam likier curacao albo miętowy, albo cherry. Po wytrąbieniu dwóch setek, natychmiast uspokajał się. Drżenia wygasały się natychmiast. Są napoje bezalkoholowe, ale one nie dają skutku tłumienia drgawek. Niektóre soki mogą przywracać kontakt ze światem. O tym informował ludność Mariusz Szalbierz w komunikacie Kolegium Redakcyjnego Tygodnika Nowego, że sok grapefruitowy daje efekt w postaci odświeżenia umysłu.Data dodania komentarza: 20.11.2024, 11:16Źródło komentarza: Kult kłamstwaAutor komentarza: do głupkaTreść komentarza: Odmiana nazwisk zakończonych na -wicz w liczbie mnogiej wymaga końcówki -wiczowie a nie -wicze.Data dodania komentarza: 20.11.2024, 11:04Źródło komentarza: Kult kłamstwaAutor komentarza: psychiatraTreść komentarza: Brunek ze swoim emploi jest protoplastą Tuska.Data dodania komentarza: 19.11.2024, 17:51Źródło komentarza: Czy burmistrz Wolski próbuje ponownie skłócić gminę?Autor komentarza: IV BTreść komentarza: On, ten Noska chciał napisać, że przeżywają, ale mu się omsknął gruby paluch roztrzęsiony ze starości i konsumpcji płynów. Obok jest klawisz -u-. I wyszło, że przeżuwają. Nosce wsio ryba, co kto i komu do czemu.Data dodania komentarza: 19.11.2024, 17:30Źródło komentarza: Kult kłamstwa
Reklama
Reklama