Jeśli dzień zaczynasz od prasówki, a wielu tak czyni, otwierasz jedną z codziennych gazet i co tam, jak mówią niektórzy "stoi napisane"? "Szkolny autobus wjechał pod pociąg", "Ukryła zwłoki syna w plecaku", "Narkoman za kierownicą potracił dwie dziewczynki" itp.
Dzisiejsze media i to nie tylko te elektroniczne epatują złem, ludzkim nieszczęściem i okrucieństwem. Żeby dowiedzieć się z radia, z telewizji lub z gazety co ważnego dzieje się w kraju, trzeba najpierw obejrzeć (lub przeczytać) relacje z pożarów, wypadków drogowych, katastrof w Ugandzie lub jeszcze dalej, by wreszcie znaleźć coś mniej frustrującego.
Jesteśmy w sytuacji bez wyjścia – my nie chcemy na to patrzeć, lub o tym czytać, ale musimy, bo rządzi rynek, panuje żelazna zasada mediów: Krew na pierwszej stronie. I do tego dochodzą reklamy, których kiedyś nie było. Zanim się człowiek rozsmakuje, czytając o kolejnym wypadku drogowym, już na cały ekran pojawia się barwna, wesoła reklama, której nie oprze się żaden truposz.
Z badań prasoznawczych już z początków XX wieku wynikało, że równie dobrze jak krew "na jedynce" sprzedawała się sperma. A najlepiej jedno i drugie. Szanujące się i swoich czytelników media unikały przez lata tej prymitywnej formy epatowania czytelników. Zajmowały się tym tak zwane bulwarówki powszechnie zwane szmatławcami. Dzisiaj niektóre redakcje nadal usiłują zachować poziom, płacąc za to spadkiem czytelnictwa. W rezultacie poważna dzienniki społeczno - polityczne oraz tygodniki opinii są wypierane przez tabloidy epatujące sensacyjnymi tytułami. niewielką ilością tekstu oraz wielością zdjęć z ładnymi buziami celebrytów lub pokiereszowanymi fizjonomiami ofiar wypadków. Uzupełniają je tak zwane "memy", które w prześmiewczy sposób zachęcają do zainteresowania się polityką traktowaną jak spektakl a nie jak poważna debata na tematy publiczne.
"Zaraz zostanę oskarżony o nostalgię za PRL-em - powiedział mi sąsiad, którego rano spotkałem w windzie z Super Expressem pod pachą, ale naprawdę zaczynam tęsknić za spustami surówki w hucie Katowice i innymi sukcesami socjalistycznej gospodarki, a nawet niezapowiedzianymi wizytami tow. Edwarda Gierka. Prawdy nie było w tym za wiele, ale za to ile optymizmu. Człowiek po takiej porcji dobrych wiadomości od razu z ochotą zabierał się do pracy. A dzisiaj – jak dodał mój sfrustrowany sąsiad – "bez pół litra nie da się żyć."
Ujmując rzecz poważnie niewątpliwie mamy dziś do czynienia z galopującą tabloizacją mediów. Objawy tej choroby możemy zauważyć we wszystkich mediach. „Fakty” rozpoczynają się od wysiedlenia bezdomnych, „Przegląd Sportowy” od kataru Lewandowskiego, a „Pogodynka” od tego, że prowadzącemu układ chmur wróży wichurę lub powódź co z masochistyczną lubością ilustruje dramatycznymi scenami z tornada lub innymi nieszczęściami noszącymi wdzięczne - najczęściej żeńskie imiona.
Taka jest dziś kultura masowa. Nie ma już rzeczy normalnych, wszystko jest szokujące lub bulwersujące, tragiczne lub cudownie niepowtarzalne. Każde zniknięcie dziecka staje się newsem dnia, a każdy skandalik w wykonaniu byle jakiej celebrytki jest wydarzeniem narodowego formatu. Tajny ślub Dody jest ważniejszy od ustaleń Komisji Europejskiej.
Ten bębenek musi być cały czas podbijany. Ale czasy normalne już nie wrócą. Idzie młode pokolenie, które już nie potrafi inaczej.
Zbigniew Noska
Napisz komentarz
Komentarze