Rzadko dziś można znaleźć wyważony i w miarę obiektywny obraz czasów, w których moje pokolenie spędziło większość swego życia.
Gdy przeglądam podręczniki swojego wnuka i słyszę, jak nauczyciele przedstawiają mu tamte lata, to wydaje mi się, że mam do czynienia z opowieścią science fiction. Na każdym rogu czołg z lufą wymierzoną w okna szarych i brudnych bloków ze wspólnymi kiblami na piętrze. Za każdym uczciwym Polakiem, których nie było wielu, bo reszta to ogłupiały ideologią komunistyczną motłoch, snuje się jak cień esbek śledzący każdy jego krok. Do zakładów pracy wchodzi się za okazaniem legitymacji partyjnej, bo ci, którzy nie chcieli jej przyjąć, siedzieli w więzieniach albo byli bezrobotnymi. W każdym powiecie w dużym, z bizantyjskim przepychem urządzonym biurze siedzi „Rusek”, który wszystkim rządzi.
Może trochę przesadzam w tym opisie, ale tyle właśnie wiedzą o PRL–u młodzi ludzie, którzy poszli do szkoły po 1989 roku.
Nie mam zamiaru polemizować z tym poglądem. Ubolewam jedynie nad tym, że jako naród nie potrafimy cenić własnych dokonań i sukcesów, że zamiast poczucia historycznej ciągłości oferujemy każdemu nowemu pokoleniu negację przeszłości i namawiamy je do budowania wszystkiego od nowa.
*
Okres PRL-u często nazywany jest czasami „rządów komuny”, a ludzie, którzy w tym systemie w jakikolwiek sposób uczestniczyli określa się potocznie mianem „komuchów”. Nie znoszę tego określenia (choć i mnie ono dotyczy), ponieważ w istocie jest ono fałszywym uproszczeniem.
To co teraz napiszę jest dla ludzi z mojego pokolenia „oczywistą oczywistością”, ale nie dla nich te wyjaśnienia. PRL nie była państwem komunistycznym, lecz krajem o systemie nazywanym na zachodzie „realnym socjalizmem”. PZPR natomiast nie była partią komunistyczną, lecz partią robotniczą, jednoczącą w sobie w różnych okresach w różnym stopniu idee PPS i tak zwanego rewolucyjnego nurtu ruchu robotniczego. Komunizm – słowo, które dziś jest tak eksploatowane - był ideologiczną utopią, do której miały dążyć kraje bloku socjalistycznego, ale do której żadnemu nigdy nie udało się nawet zbliżyć.
Ci więc, którzy dziś tak zawzięcie walczą z komuną, wojują z czymś, czego nie ma i nigdy nie było.
*
W czasie mojej młodości opowiadano dowcip o tym, że polski blok w obozie socjalistycznym różnił się od innych tym, że jest najweselszym. Był też – co pamiętam z rozmów z „towarzyszami radzieckimi” blokiem dla nich najbardziej kłopotliwym. I to przynajmniej z trzech powodów: stosunku do indywidualnego rolnictwa, którego nigdy nie wybaczyli Gomułce, akceptacji pozycji kościoła w społeczeństwie, co było grzechem Gierka i nacjonalistycznym – jak to określano - stosunkiem do polskiej tradycji narodowej. Dlatego za krzywdzące i niesprawiedliwe uważam wszelkie uwagi o braku patriotyzmu polskiej lewicy.
Kilka pokoleń Polaków, które żyło i pracowało w tamtych pogardliwie dziś nazywanych "komuszych czasach" nie zmarnowało swojej szansy i budowało Polskę taką, jaką mogło wtedy budować.
Zbigniew Noska
Napisz komentarz
Komentarze