Wojna ta jest - jak ostatnio wszystko u nas - epizodem wojny polsko - polskiej, podczas której "Polak Polaka Żydem po głowie okłada", chociaż w Polsce Żydów jest jak na lekarstwo. Tych wierzących w judaistyczną religię jest mniej niż Adwentystów Dnia Siódmego.
Nie ma więc Żyda, z którym można by powalczyć. Mimo to mamy niemało różnorakich "miłośników" judaizmu, co to ze wszystkich sił dokładają starań, aby płomień antysemityzmu w Polsce nie zgasł. PiS po to, by zyskać parę punktów w topniejących sondażach, postanowił płomień ten rozniecić i przegrał. Został zmuszony do rejterady.
*
Przypomnijmy fakty. W styczniu w rocznicę wyzwolenia obozu śmierci w Oświęcimiu rząd przepchnął przez parlament nowelizację ustawy o IPN przewidującą karę do trzech lat więzienia dla każdego „kto publicznie i wbrew faktom przypisuje Narodowi Polskiemu lub Państwu Polskiemu odpowiedzialność lub współodpowiedzialność za popełnione przez III Rzeszę Niemiecką zbrodnie nazistowskie”. Uczynił to na wyraźny rozkaz z Nowogrodzkiej wbrew ostrzeżeniom nie tylko opozycji, ale także własnego zaplecza intelektualnego, wbrew sugestiom własnego Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz protestom amerykańskiej i izraelskiej ambasady. Autorami niefortunnej nowelizacji byli ludzie Zbigniewa Ziobry z Patrykiem Jakim na czele.
Wybuchła awantura, Polskę powszechnie uznano za najbardziej antysemicki kraj świata, ale nasz rząd trwał niewzruszenie na swym stanowisku. "Nie będzie zmian w ustawie" zapewniał 29 stycznia prezydent. Wtórowała mu Beata Szydło oraz rzeczniczka rządu a Patryk Jaki w marcu twierdził, że nie żałuje, że przygotował ten projekt zmian.
Jeszcze tydzień temu wszyscy, jak jeden mąż, zapewniali: „ani kroku w tył". Ani jeden członek rządu czy kierownictwa PiS nie odważył się na sprzeciw czy choćby łagodne zdystansowanie od ustawy.
Dlaczego więc rząd zmienił zdanie? Dlaczego wydano komendę: W tył zwrot. Biegiem marsz?
*
Wiele wyjaśnia wspólna telekonferencja prasowa Mateusza Morawieckiego i premiera Izraela Benjamina Netanyahu. Nacisk władz Izraela odniósł skutek, a do tego Międzynarodowe Stowarzyszenie Adwokatów i Prawników Żydowskich złożyło w Trybunale Konstytucyjnym opinię, w której wykazało niekonstytucyjność ustawy o IPN.
Na pewno miały też wpływ naciski amerykańskie, w tym negocjacje w sprawie stałego stacjonowania wojsk amerykańskich w Polsce, które groziły fiaskiem, a także spotkanie Dudy z Trumpem, o co tak usilnie zabiegają politycy PiS i muszą ciągle całować klamkę.
Zagadką natomiast pozostaje styl, w jaki nastąpiła zmiana ustawy - upokarzająca porażka i paniczny odwrót. Poprawki, które żądał Izrael, przeszły przez polski sejm i senat w trzy godziny, po czym Prezydent natychmiast szybciutko je podpisał. Można powiedzieć - używając pisowskiej retoryki, że wystarczyło, by USA i Izrael tupnęły nogą, a PiS znalazło się na kolanach. Chociaż miało Polskę z tych kolan podnosić.
"PiS - pisze jeden z Internautów - zaczyna być mistrzem w konkurencji wyprowadzania kozy, którą samo wcześniej wprowadziło. Najpierw tworzy problemy, które później musi rozwiązywać. Dlaczego wybrano akurat ten moment? Być może PiS czekało do wakacji licząc na to, że Polacy w tym czasie nie interesują się polityką i nie zauważą blamażu premiera Mateusza Morawieckiego, który musiał połykać własny język."
*
Wątpię aby odstąpienie od szkodliwych zapisów ustawy o IPN naprawiło zrujnowany wizerunek Polski na świecie, ani zadrażnione relacje z naszymi partnerami w USA i w Izraelu. Nic nie zmieni też obrazu Polski jako państwa, w którym wciąż silne są antysemickie nastroje. Mleko się rozlało.
Zbigniew Noska
Napisz komentarz
Komentarze