Tę drewnianą marionetkę można z powodzeniem uznać dziś za alter ego rządzącej przez PiS Polski. Wyborca tej partii jest w głębi duszy Pinokiem, który nie potrafi dojrzeć i ocenić krytycznie swoich działań oraz zawsze obwinia innych za swoje złe występki. Wydłużający się po każdym kłamstwie nos Pinokia symbolizuje podatność do mistyfikacji, w której władza dla ułatwienia sobie życia i zdobycia przychylności innych wybiera półprawdę, a jej zwolennicy dają się nabrać na tzw. „psychologię cudów".
Marionetka Collodiego składa obietnice, których potem nie dotrzymuje oraz łatwo daje się oczarowywać i omamiać. Ponadto, choć teoretycznie cieszy się wolnością, to w praktyce jest prowadzona przez dziesiątki niewidzialnych sznurków, za które umiejętnie pociąga ktoś inny.
Kto to robi w Polsce? Powszechnie wiadomo.
*
Po ubiegło tygodniowym wystąpieniu Mateusza Morawieckiego w Parlamencie Europejskim po raz kolejny w mediach (i to nie tylko polskich) pojawiła się sugestia stawiająca znak równości między premierem a bohaterem bajki Collodiego. Przytoczę zaledwie kilka spośród wielu fragmentów wypowiedzi premiera, które uzasadniają to porównanie.
Zdaniem Morawieckiego przed jesienią 2015 roku Polska była w ruinie gospodarczej, społecznej i międzynarodowej. Wzrost gospodarczy nie istniał, bieda widoczna była na każdym kroku, w sądach królowała korupcja i ustawianie wyroków, media kreowały nieprawdziwy obraz rzeczywistości a Polska była wytykana palcem na arenie międzynarodowej jako symbol zepsutego i dysfunkcjonalnego państwa.
- To urojone przekonanie, że przed nastaniem władzy PiS tak naprawdę nie było Polski, wyraża nic innego jak skrajną pogardę dla naszego kraju i jego osiągnięć na przestrzeni ostatnich 25 lat - podkreśliła w swym wystąpieniu europosłanka Krystyna Łybacka. Nie było jeszcze premiera, który w tak skrajny sposób kwestionował sukces transformacji Polski, uznawanej na świecie za modelową i niezwykle udaną.
W ten sposób Morawiecki próbował uzasadnić zmiany polskiego ustroju przez obóz rządzący, który nie ma do tego mandatu. Co więcej, przekonywał, że na tym polega ewolucja demokracji, którą państwa UE powinny rozważyć także w swoich krajach.
*
Odpierając w Strasburgu zarzuty o łamanie praworządności przedstawiał Sąd Najwyższy jako symbol komunizmu, twierdząc, że pracują tam "sędziowie stanu wojennego".
– Nie wiem, czy wiecie, ale sędziowie stanu wojennego skazywali moich towarzyszy broni na 10 lat więzienia. Czy wiecie, że ci sędziowie, którzy wydawali haniebne wyroki, dzisiaj są w tym bronionym czasami przez was Sądzie Najwyższym? – pytał.
Premier minął się z prawdą, co stwierdził w TVN nie tylko nestor polskich prawników profesor Strzembosz (autor książki o polskich sędziach stanu wojennego), ale także Wiesław Johann wiceprzewodniczący nowego KRS z nadania PiS.
Argument o „sędziach stanu wojennego” w SN szef rządu po raz pierwszy przywołał w styczniu 2018 r. Wtedy dodał jeszcze, że są wśród nich „agenci SB”. Tekst z takimi opiniami rozdawały zachodnim dziennikarzom służby prasowe Morawieckiego. Kłamały.
*
W wizji premiera Polska rządzona przez PiS to dostatnie, skuteczne i świetnie zorganizowane państwo. I to nie w przyszłości, ale już teraz. Jak zwykle na poparcie swoich słów przytoczył liczby.
- Nasze zmiany (w ściągalności podatku VAT) doprowadziły do tego, że odzyskaliśmy 10 mld Euro. Powinniście to docenić, to są również pieniądze należące do budżetu Unii Europejskiej" - tłumaczył europosłom.
Pomylił się o jakieś 7 mld euro. Rzeczywista kwota "odzyskanego VAT" jest bowiem trzy razy mniejsza.
*
Premier jest z wykształcenia historykiem. mimo to mówił:
- My jako pierwsi skutecznie postawiliśmy tamę niemieckiemu barbarzyństwu podczas II wojny światowej i uratowaliśmy w ten sposób kontynent od jeszcze większego ludobójstwa”.
Jeśli miał na myśli wrzesień 1939 roku (a miał), to jego teza jest - delikatnie mówiąc - wątpliwa. Niemcy istotnie najechali wtedy Polskę, która była ich pierwszą ofiarą, ale nie tamą. Broniła się miesiąc z marnym skutkiem. Finałem owego „stawiania tamy” była bezładna ucieczka państwowej elity, w tym najważniejszych dowódców, do Rumunii. Strojenie się więc w piórka zwycięzcy a zwłaszcza kogoś, kto ratuje Europę przed barbarzyństwem, jest nieuzasadnione.
Potem przy niektórych epizodach wojny mniej lub bardziej skromnie Polacy asystowali, acz nie o wszystkich tych epizodach obecna władza chce pamiętać. Bo taki na przykład wysiłek militarny Ludowego Wojska Polskiego nie wpisuje się w pisowską politykę historyczną.
*
Dlaczego premier tak często i tak bardzo mija się z prawdą?
Są dwie możliwości. Albo świadomie mówi nieprawdę, albo myli marzenia i fantazje z rzeczywistością. Czy jednak ktoś całkowicie oderwany od rzeczywistości może nie tylko funkcjonować w świecie zawodowej polityki, ale i zostać premierem wielomilionowego państwa? Czy może zostać nim Pinokio?
Polecam lekturę bajki Collodiego.
Zbigniew Noska
Napisz komentarz
Komentarze