W Polsce się nie dyskutuje – i czas najwyższy zacząć pytać o źródło tej zabójczej dla kraju sytuacji. Wprawdzie istnieją media. a w nich toczą się spory, ale mają one jednak charakter zaledwie retoryczny, spektakularny, pozorny, rytualny. Strony nie wierzą w wygraną, racje się nie stykają, nie wchodzą w konfrontację, nikt nie ocenia wagi argumentów.
Do tej smutnej skądinąd konstatacji dodawać trzeba jeszcze jedno zdanie. W Polsce dyskusja, a zwłaszcza dyskurs polityczny nie jest wymianą myśli – jest walką. Często czytam opinie internautów dotyczące między innymi moich felietonów i nie mogę zrozumieć, skąd w ludziach tyle agresji i nienawiści do wszystkich tych, którzy mają odmienne poglądy. Dlaczego tyle słów wulgarnych, raniących lub wyśmiewających rozmówcę zamiast mniej lub bardziej racjonalnych argumentów. Dlaczego Polacy nie potrafią z sobą kulturalnie rozmawiać i dyskutować?
Piłsudski nazwał to dosadnie: "Racja jest jak dupa. Każdy ma swoją". Moim zdaniem natomiast są przynajmniej trzy powody tej ułomności Polaków. Pierwszy z nich wynika z ostrej polaryzacji stanowisk politycznych, z jaką mamy ostatnio do czynienia. Polega ona na tym, że w dyskusji mamy skłonność do umieszczania się na biegunach: kaczyści - antykaczyści, pisowcy - platformersi, konserwatyści - lewacy itp. Zwolnieni są tylko ludzie całkowicie apolityczni, ale niech tylko spróbują zająć stanowisko w jakiejkolwiek sprawie politycznej, (a za politykę uważa się dziś niemal wszystko) natychmiast spadną na ich głowy gromy.
Grzech drugi wynika z temperamentu Polaków, ich skłonności do zacietrzewienia, które często zastępuje argumenty. Jeżeli argumenty są przeciwko opinii przeciętnego Polaka, tym gorzej dla nich. Kiedy rozmówcy nie mogą znaleźć konkretnych dowodów, że ich stanowisko jest słuszne, wtedy zaczynają sobie ubliżać.
I wreszcie grzech trzeci, który irytuje najbardziej zwłaszcza wtedy, gdy dotyczy dziennikarzy. Wielu z nich zapomina o powinnościach swej profesji i zamiast dyskutować agitują.
*
Jest przepaść pomiędzy rozmowami Polaków, a rozmowami ludzi w innych krajach. Można stracić cierpliwość, kiedy słucha się gadających głów w telewizji. Ludzie przekrzykują się, przeciągają swoje - często bezsensowne - wypowiedzi. Telewizja ze swoimi reżimami czasowymi szkodzi kulturze dyskusji. Występujący w niej politycy muszą mówić szybko i dobitnie, a publika ogląda i słucha.. A jeszcze jakiś socjotechnik pouczył naszych polityków, że jak się nie ma własnych argumentów, to trzeba zagłuszać argumenty przeciwnika. W efekcie wszyscy mówią na raz, a prowadzący puszcza oko do widowni: Patrzcie, jakie mamy teraz elity.
Inna sprawa, że nikt w szkołach nie uczył Polaków, jak krótko i zwięźle przedstawiać swoje argumenty. Nauczyli nas gadać długo i rozwlekle, a to już nie te czasy.
*
I na koniec uwaga praktyczna. W towarzystwie po sposobie prowadzenia dyskusji zawsze poznać można nauczycieli, wojskowych i polityków. Wychodzi bowiem na wierzch ich pryncypialność. Każda, najmniejsza uwaga, nawet z zachowaniem wszelkich reguł grzeczności, jest zapamiętywana i traktowana jak bezpośredni atak na osobę.
Jest tak dlatego, że w przypadku tych zawodów występuje problem kompleksu autorytetu. Wojskowi, nauczyciele i politycy otrzymują autorytet w „pakiecie zawodowym”. Mają obowiązek mieć rację. A ponieważ nikt nie jest wszystkowiedzący, więc przedstawiciele tych zawodów starają się zapobiec wystawianiu swego urzędowego autorytetu na próbę - no i robi się śmiesznie i strasznie zamiast otwarcie i mądrze.
Zbigniew Noska
Napisz komentarz
Komentarze