To nie było tak, że Adam wstał któregoś ranka i stwierdził, że już nie chcę być marynarzem, nie chce pływać po morzach i oceanach, chce zmienić swoje życie o 180 stopni. Co to, to nie. Adam wierzy, że do radykalnych zmian popycha człowieka wiele czynników. Tak też było w jego wypadku.
Życie marynarze przebiega według określonego scenariusza. Wypływa w rejs na kilka miesięcy, wraca do domu, gdzie spędza kilka miesięcy i znowu w rejs, znowu do domu itp, itd.
Adam Strógarek:- Wracasz to urlop żony, remont domu, chrzciny dziecka, wszystko jest podporządkowane pod twoje powroty. Oczywiście na morze idzie się z określonych powodów: otwarty świat, dobra pensja, jakiś prestiż. Ale czasem coś w człowieku się zmienia albo po prostu dojrzewa i zaczyna myśleć, że nie chce w taki sposób spędzić całego życia. Po narodzinach mojego drugiego dziecka zaczęło mi być żal, że nie widzę, jak się rozwijają, jak rosną moje dzieci. Zacząłem sobie zadawać pytanie czy warto dla pracy poświęcić rodzinę. Odpowiedziałem sam sobie, że nie.
***
Kolejnym ważnym czynnikiem na drodze do przemiany był prezent. Żona Adama kupiła mu kiedyś na Gwiazdkę ekspres do kawy.
Adam przyznaje, że zawsze lubił kawę, zwracał uwagę na jej smak. Była obecna w jego życiu i prywatnym, i zawodowym. Na statkach, gdzie pracuje się w systemie zmianowym, trudno obejść się bez kawy. Trudno też było obejść się bez niej na studiach, podczas sesji egzaminacyjnych. Ale to jeszcze nie była pasja. Wiele zmienił dopiero prezent od żony.
Adam:- Ten ekspres był dla mnie impulsem. Zaczęliśmy się w kawie rozsmakowywać. Pić, kupować, wybierać, poszukiwać. Kiedyś dostaliśmy w prezencie świeżo paloną. I rzeczywiście zauważyłem różnicę mimo, że te kawy, które dotychczas piliśmy, nie były złe. Inny zapach, inny smak, kompletnie inna bajka. W końcu usłyszałem od żony: a może byś kupił piec i sam zaczął kawę robić? Wtedy zabrzmiało mi to jak żart - ja? kawę? Nic ot tym nie wiem. Ale ziarenko zostało zasiane... Zacząłem o kawie myśleć, czytać, zdobywać informacje, zamawiać, eksperymentować. Szykując się w następny rejs zabrałem już ze sobą książki, filmy o kawie i jej produkcji, informacje dotyczące sprzedaży, broszury biznesowe itp. Nie mogłem się tylko przekonać do otwarcia działalności, zburzenia strefy komfortu, bo przecież miałem fajną pracę, dobre zarobki, po co to psuć? Ale z drugiej strony na szali była rodzina...
***
I w końcu stało się. Zapadła decyzja o otwarciu palarni kawy. Ale jak? Ale gdzie? Padło na rodzinny dom w Ujściu, a właściwie jego część. Siedziba firmy miała się bowiem mieścić w zaadaptowanym na ten cel garażu. I zaczęły się schody. Decyzje środowiskowe, zmiany sposobu użytkowania budynku, sanepid, ochrona środowiska, do tego sprzeciwy mieszkańców. Momenty były naprawdę trudne, ale Adam wytrzymał. Później kupił piec, potrzebny sprzęt, zorganizował sprzedaż. I na tym małym piecu zaczynał. Teraz brakuje już miejsca...
Adam:- Długo myślałem nad nazwą firmy. Miała brzmieć inaczej, ale okazało się, że ktoś tej nazwy już używał. Ponieważ produkcja odbywa się w pomieszczeniu, które było kiedyś garażem, skojarzyła mi się ciasna męska jaskinia, gdzie można postawić stół do bilarda, pograć z chłopakami, wypić piwo. Dlatego firmę nazwałem Coffee Cave czyli po polsku- Jaskinia Kawy.
***
Adam wspomina:- Na początku największy problem stanowiło szukanie klienta. Jako ciekawostkę powiem, że pierwszym była moja kuzynka z Nowej Wsi Ujskiej. Wiedziałem, że kawę ludzie kupują, ale trzeba na siebie zwrócić ich uwagę. Trzeba wymyślić stronę internetową, stworzyć ją, napisać do internetu coś o firmie, o kawie. Ruszyła reklama. Oprócz tego zaczęliśmy jeździć po okolicznych firmach w poszukiwaniu klientów.
Coffee Cave powstała około półtora roku temu. Krótko potem nastała pandemia. Ale to, co mogło się okazać katastrofą dla młodej firmy, dla Coffee Cave okazało się użyteczne. Zaowocowało imponująca sprzedażą internetową liczoną miesięcznie w tysiącach oraz stałymi klientami.
***
Dzięki pracy w marynarce handlowej Adam odwiedził przynajmniej 52 kraje. Zobaczył różne miejsca, doświadczył kultur, poznał wielu ludzi, pił różną kawę- od wspaniałej po podłą. Dlatego działalność w Coffee Cave zaczął od poszukiwania ideału. Miał strategię, żeby pokazać ludziom kawy jasno palone, ale przyznaje dziś, że to nie była dobra droga. -Bo zasada jest taka, że kawa im bardziej jasna, tym bardziej kwaśna, im ciemniejsza, tym bardziej goryczkowata. I trzeba znaleźć ten złoty środek- mówi Adam. - Dlatego zaczęliśmy zmieniać czas wypału i testowaliśmy, testowaliśmy, testowaliśmy. Ja sam kawy piję dużo. Najczęściej z ekspresu, czarną, a do niedawna dolewałem mleko. Lubie, gdy jest przestudzona i uwalniają się aromaty. Czuć wtedy delikatną goryczkę i ma posmak kwasowości. Tej kwasowości nie czuć, gdy kawa jest gorąca. Im bardziej chłodna, tym więcej wyczuwalnych smaków. Mam taką radę: jeżeli pijesz kilka kaw dziennie, to pij dobrą kawę. Wtedy nie boli brzuch, nie ma się zgagi. Każdemu oczywiście smakuje co innego, ale jakość jest ważna.
Kawy z Coffee Cave pochodzą ze wszystkich stron świata, w przeważającej ilości od niewielkich, lokalnych rolników, którzy uprawiają krzewy kawowców według tradycyjnych metod, przekazywanych z pokolenia na pokolenie. Te kawy w Coffee Cave nie mają jakichś specyficznych nazw. Są to nazwy handlowe, związane z regionem, np. Brasilia Santos, Nicaragua SHG, Honduras SHG, Kolumbia Medellin, Etiopia Yirgacheffe itp. W tym miejscu dodać należy, że poza kawą w firmie można kupić też herbatę, ale to już zupełnie inny temat.
***
Sercem palarni jest piec. Stoi w centralnym miejscu pomieszczenia, wyposażonego we współpracujące urządzenia, skrzynki, wagi opakowania, pojemniki itp. Przy ścianie biurko, a w rogu - worki z surową kawą. Ta kawa trafia do wygrzanego pieca, gdzie zostaje wypalona. Proces jest monitorowany i ściśle kontrolowany. Później ziarno jest chłodzone, oczyszczane z kamyczków i czyste trafia do silosu. A skąd te kamyczki? Kawa surowa jest suszona na betonowych płytach, czasem może coś się ukruszyć przy załadunku. - Raz trafiło nam się nawet kawałek cegły i go w piecu razem z kawą przez niedopatrzenie wypaliliśmy- wspomina Adam. Wypalona kawa jest pakowana i wysyłana lub wieziona do klienta.
Adam:- Kawy doglądam osobiście. Sporo rzeczy robię sam, ale pracuje też dla mnie wielu ludzi, których na co dzień nie widać. Kilka osób zajmuje się marketingiem, reklamą, ktoś inny obsługuje sklep internetowy, a ktoś jeszcze inny pisze artykuły opisowe do produktów. Sam po prostu nie miałbym na wszystko czasu.
***
Adam:- Moja żona lubi zapach kawy. A teraz ja pachnę kawą (śmiech). Mówi mi, że za to mnie kocha, ale nie wiem, czy mówi serio...
Anna Czapla-Furtacz
Napisz komentarz
Komentarze