Przejdź do głównych treściPrzejdź do wyszukiwarkiPrzejdź do głównego menu
To trzeba wiedzieć:
Reklama

Dziewki i huzarzy

Trzcianka prawa miejskie uzyskała stosunkowo późno, bo dopiero w 1731 roku, choć historia tej miejscowości sięga średniowiecza. Właśnie w owym roku na prośbę dwóch sióstr, Franciszki i Marcjanny z Iwańskich, występujących jako dziedziczki Trzcianki, którym towarzyszyli mężowie, Antoni Szembek i Stanisław Niszczycki, król August II wystawił przywilej, pozwalający na gruntach wsi Trzcianka lokować miasto.
Dziewki i huzarzy

     Pod szaropopielatym niebem, z którego spływał słoneczny żar, wszystko jakby martwiało w bezruchu. Najmniejszy powiew nie przynosił ochłody. Ludzie z trudem poruszali się przy codziennych pracach, by w końcu porzucić je i skryć w domowych pieleszach.  Nawet w licznych warsztatach sukienników, wypełniających powietrze owym szczególnym klekotem krosien, przerwano pracę.   

     Ten i ów z nadzieją, ale też i z obawą spoglądał na niebo, gdzie od zachodu wypiętrzał się powoli zwał chmur. Ani chybi zbierało się na burzę, która mogła przynieść ulgę. Ale gdybyż jeszcze dobry Bóg chciał uchronić przed skutkami piorunów! Strach pomyśleć, co mogłoby się stać,  gdyby na wyschniętą na wiór zabudowę padła iskra ognia… I wody w studniach jak na lekarstwo! 

     Minęło południe. Gdzieś po godzinie drugiej, jakby z otchłani tej nieruchomej, martwej ciszy zerwał się wściekły wicher. Niebo złowrogo ściemniało, by później jaśnieć już niemal bez przerwy ogniem nieustających błyskawic. Huk grzmotów i poświsty wichury wypełniały powietrze. 

     Nagle rozległ się rozpaczliwy głos dzwonów, które biły na trwogę. Oto nad zabudowaniami jednego z sukienników, gdzieś od strony Białej, rozbłysła łuna pożaru. Ogień trawił wyschnięte drewniane belki, z trzaskiem płonęły kryte gontem i słomą dachy. O jego ugaszeniu nie można było nawet myśleć. Daremne okazały się także wysiłki, aby powstrzymać rozszalały żywioł w jego niszczącym pochodzie. Ogniste języki płomieni przeniosły się w okamgnieniu na sąsiednie zabudowania. Gwałtowne uderzenia wiatru roznosiły płonącą żagiew na wszystkie strony. 

     Przeminęła burza. Jeszcze w oddali przetaczały się odgłosy grzmotów. Nad miastem w zapadającym zmierzchu świeciła krwawa łuna pożarów. Paliło się do rana, a i następnego dnia jeszcze z dymiących zgliszczy wiatr porywał snopy iskier. 

     Ponuro zapadła w pamięć mieszkańców Trzcianki owa środa: 27 sierpnia Anno Domini 1777. Z dymem poszło 31 domostw w mieście. Na folwarku spaliło się 7 zabudowań chałupników, spłonęły siedliska pasterzy i gorzelnia. Ogień pochłonął zgromadzone zapasy wełny, ziarna oraz spirytusu. Ponad 80 rodzin straciło cały swój dobytek i znalazło się na łasce współziomków. Ogółem straty szacowano na około 30 tysięcy talarów, co było w owych czasach sumą ogromną.

     Początkowo sądzono, że pożar spowodował piorun, który uderzył w stodołę jednego z trzcianeckich sukienników. Dopiero po kilku dniach okazało się, że zawinił człowiek i jego lekkomyślność.

*

     Trzcianka prawa miejskie uzyskała stosunkowo późno, bo dopiero w 1731 roku, choć historia tej miejscowości sięga średniowiecza. Właśnie w owym roku na prośbę dwóch sióstr, Franciszki i Marcjanny z Iwańskich, występujących jako dziedziczki Trzcianki, którym towarzyszyli mężowie, Antoni Szembek i Stanisław Niszczycki, król August II wystawił przywilej, pozwalający na gruntach wsi Trzcianka lokować miasto. 

     Dokument ten nie oznaczał wcale, że dotychczasowa wieś stała się w całości miastem, jak to na ogół bywało. Istniały więc aż trzy Trzcianki, trzy niezależnie funkcjonujące obok siebie organizmy o tej nazwie: folwark, wieś oraz miasto. Proces scalania w jedną miejscowość trwał ponad 150 lat.

     Wiek XVIII nie tylko ze względu na pożary był burzliwym okresem dla tej części Nadnotecia, stanowiącej kiedyś latyfundium rodu Czarnkowskich. Dobra te, niszczone przez wojny oraz spory spadkobierców, podupadały, przechodząc z rąk do rąk, aż wreszcie stały się łupem Stanisława Poniatowskiego, późniejszego króla Polski. Stąd herb Trzcianki - Ciołek, znak rodu  ostatniego monarchy Rzeczypospolitej. 

     Przyszły król był pierwszym właścicielem latyfundium czarnkowskiego, który wszedł w jego posiadanie nie na podstawie praw dziedziczenia, ale na drodze zakupu. W momencie, kiedy uzyskał prawa do nadnoteckich dóbr, ich sytuacja była zła. Miejscowości cały czas odbudowywały się po zniszczeniach wojny północnej. Poniatowski podjął więc intensywne starania o poprawę ich dochodowości, ale nie chodziło mu o rozwój gospodarczy Nadnotecia. Cel miał czysto spekulacyjny. Tanio kupić, drogo sprzedać. 

     Plany wyprzedaży sporządził Poniatowski wkrótce po nabyciu tych dóbr i niemal od razu zaczął je wprowadzać w życie. Na pierwszy ogień poszły majątki leżące na południe od Noteci, znajdujące się w nieco lepszym stanie. Z czasem pozbył się pozostałych. W ten sposób dokonał rozbioru tego, co budowały od średniowiecza całe pokolenia Czarnkowskich i ich następców, płacąc za to pieniędzmi i krwią. 

*

     22 września 1772 r. pruski radca wojenny Spalding zajął Trzciankę wraz z obwodem przynoteckim na mocy układu rozbiorowego. Miejscowa szlachta przyjęła tę decyzję bez oporu. Wielu okryło się hańbą zdrady. Rychło jednak społeczność Nadnotecia odczuła brzemię pruskiego buta. Forpocztą germanizacji było wojsko. 

     Armia pruska zakwaterowała szwadron huzarów u obywateli trzcianeckich. Dla koni musieli oni pobudować stajnie, najczęściej własnym kosztem. Obok przykrych wydatków zaczęły się mnożyć i inne kłopoty - także natury moralnej. Według ksiąg kościelnych dotąd mało było w Trzciance dzieci nieślubnych. Od zjawienia się huzarów ich liczba zaczęła gwałtownie wzrastać.

     To właśnie rozpusta huzarów i upadek moralny miejscowych dziewek doprowadził do wielkiego pożaru miasta w ową "czarną środę" 1777 roku. Korzystając z tego, że z powodu upałów pracę przerwały zakłady sukiennicze, pewien jurny huzar spotkał się ze swą ukochaną w stodole. Podczas miłosnych igraszek zapaliła się od cygara słoma. Kochankowie, zajęci sobą, początkowo nie dostrzegli niebezpieczeństwa, a potem było już za późno.

     Po pożarze mieszkańcy Trzcianki złożyli skargę u króla pruskiego Fryderyka Wielkiego wraz z prośbą o zabranie wojska. Ze względu na ogrom zniszczeń i rozległość pożaru król zgodził się na tę suplikę. Pisał: 

     "Jego Królewski Majestat Pruski, Najłaskawszy Pan, zezwolił łaskawie powiadomić miasto Trzcianka, że ze względu na jego najbardziej poddańczą prośbę względem oszczędzenia go od kwaterunku [wojska] przez kilka lat, w obliczu przedstawionych okoliczności zechciał pozytywnie rozpatrzyć prośbę i aż do czasu odbudowy spalonych domów przenieść stacjonujący tam garnizon w inne miejsce. Dlatego też Deputacji Kameralnej w Bydgoszczy właśnie został wydany niezbędny rozkaz, do czego suplikanci powinni się zatem dostosować. Charlottenburg, dnia 1 czerwca 1779 r. (-) Fryderyk". 

     Po kilku latach wojsko powróciło do Trzcianki, a wraz z nim kłopoty miejscowych kupców i rzemieślników. Zaniepokojeni bezkarnością huzarów, mieszkańcy miasta wystosowali w roku 1787 kolejną skargę do króla. "Nie mamy od garnizonu żadnego wyżywienia, a musimy cały serwis opłacać - pisali w niej. - Żywność staje się coraz droższa. Domy posiadamy małe. Do wykonywania zawodu mamy tylko jedną izbę, do przędzenia musimy utrzymywać dużo dziewcząt, te na skutek obcowania z huzarami stają się płoche, o ile w ogóle nas nie okradają". 

     Tym razem nie pomogła skarga mieszkańców. Tylko nieliczna ich część została zwolniona z obowiązku kwaterowania u siebie żołnierzy, ale za to ustępstwo trzeba było słono zapłacić, po 35 talarów od jednej kwatery.

     Znalazła się natomiast rada na częste pożary, które przynosiły straty i zubożenie nie tylko mieszkańcom miasta, wsi i folwarku, ale znacznie uszczuplały dochody właścicieli tych dóbr. Dlatego już pod koniec XVIII w. pojawiają się świadectwa ubezpieczania całych miejscowości. Kwalifikowało się jednak do nich jedynie budownictwo z tzw. "muru pruskiego”. Towarzystwa przeciwpożarowe nie chciały ubezpieczać starych, drewnianych chałup, w których występowało wysokie ryzyko zaprószenia ognia i wywołania pożaru. Stąd Trzcianka z drewnianego stawała się powoli miastem murowanym.

Zbigniew Noska

      


Podziel się
Oceń

Napisz komentarz

Komentarze

Ostatnie komentarze
Autor komentarza: durszlak wyznaniowyTreść komentarza: Ciekawość, czy Noska ma krzyż na grobie. Formułka ŚP jest dla wszystkich zrozumiała, bo wśród kumpli, rodziny, przyjaciół, pamięć jest święta. Noska kilka lat temu napisał gdzieś w publikacji, że jest chrześcijaninem. To się kłóci z aparatczykowością pezetpeerpwską, która zaciekle zwalczała osoby kościółkowe i religię.Data dodania komentarza: 1.04.2025, 12:13Źródło komentarza: Zmarł Zbigniew Noska, wieloletni redaktor naczelny "Tygodnika Nowego"Autor komentarza: wykazTreść komentarza: Faktycznie na portalu dzienniknowy.pl była witrynka tak zwane blogowisko, gdzie wypowiadała się zgraja blogerów, w tym Kujawa, Stokłosa, Maciaszczyk, Szejnfeld, Koenig, ...Data dodania komentarza: 31.03.2025, 09:39Źródło komentarza: Dzisiaj zmarł Paweł Z. Kujawa, wieloletni dziennikarz Tygodnika NowegoAutor komentarza: Hydra siedmiogłowaTreść komentarza: Ten aparatczyk miał też czerwone oczy z płaczu, kiedy Rakowski zapowiedział 29 stycznia 1990 roku na ostatnim zjeździe: sztandar Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej wyprowadzić. I zaraz uczestniczył w przepoczwarzeniu i wylince z PZPR na SdRP.Data dodania komentarza: 30.03.2025, 11:25Źródło komentarza: Dzisiaj zmarł Paweł Z. Kujawa, wieloletni dziennikarz Tygodnika NowegoAutor komentarza: red is badTreść komentarza: "red", to jak doniósł Marek Barabasz, Noska, ZN, Aleksander Radek, (men), Kazek Posada. Barabasz skomentował, że red znaczy z ang. czerwony a Noska jest czerwony do bólu. To wszystko wyjaśnia.Data dodania komentarza: 30.03.2025, 11:16Źródło komentarza: Dzisiaj zmarł Paweł Z. Kujawa, wieloletni dziennikarz Tygodnika NowegoAutor komentarza: Ewka, pamiętasz?Treść komentarza: I co ty na to?Data dodania komentarza: 30.03.2025, 11:05Źródło komentarza: Dzisiaj zmarł Paweł Z. Kujawa, wieloletni dziennikarz Tygodnika NowegoAutor komentarza: korektTreść komentarza: 27 lipca 2014 na portalu dzienniknowy bloger Paweł Kujawa popełnił felieton, czy coś takiego pod tytułem "Czy Warsztaty są potrzebne? Są!" Chodziło o warsztaty jazzowe chodzieskie.Data dodania komentarza: 29.03.2025, 20:15Źródło komentarza: Dzisiaj zmarł Paweł Z. Kujawa, wieloletni dziennikarz Tygodnika Nowego
Reklama
Reklama