W Gminie Kaczory mówi się coraz głośniej, że 73-letni Brunon Wolski zamierza po raz kolejny wystartować w wyborach na włodarza gminy. Oczywiście burmistrz, który rządzi gminą od 40 lat – wcześniej jako wójt, a jeszcze wcześniej jako naczelnik – ma do tego pełne prawo. U progu kampanii wyborczej ma jednak duży problem ze skompletowaniem kandydatów na radnych, których musi wystawić w więcej niż połowie okręgów wyborczych, aby zarejestrować swoją kandydaturę. Większość z obecnych radnych, którzy startowali z Wolskim w ostatnich wyborach, dziś już z nim nie współpracuje.
Jak wiadomo, w każdych demokratycznych wyborach toczy się gra o przyszłość. Emilia Załachowska, która aktualnie pełni funkcję członka zarządu powiatu pilskiego, już rok temu zapowiedziała swój start w wyborach na burmistrza. Jak do taj pory gmina Kaczory sporo zyskała na jej działalności w samorządzie powiatowym. W wywiadzie opublikowanym na naszych łamach zdradziła część swoich pomysłów.
O pomysłach na przyszłość gminy Kaczory ze strony obecnego burmistrza póki co mieszkańcy nie usłyszeli. Są za to próby dezawuowania konkurentki i popierających ją osób, w tym radnych. Niestety dotyka to również organizacji społecznych – jakakolwiek forma współpracy z kontrkandydatką oznacza koniec wsparcia z gminnego budżetu oraz brak zaproszeń na uroczystości i inne wydarzenia organizowane przez gminę.
Burmistrz Wolski znany jest z tego, że traktuje gminę jak swoją własność, a każdy, kto się z nim nie zgadza, staje się wrogiem. Tym sposobem w ostatnich kilku latach zraził do siebie spore grono gminnych działaczy społecznych i sportowych, samorządowców oraz przedsiębiorców, w tym takich, którzy jeszcze nie tak dawno stali za nim murem.
Skłócony ze znaczną częścią gminy Brunon Wolski prawdopodobnie zdaje sobie sprawę, że w kampanii na argumenty jego szanse na kolejny sukces wyborczy są znikome. W tej sytuacji postanowił odnowić dawne podziały w społeczeństwie, podejmując próbę wywołania negatywnych emocji związanych z działalnością największej firmy na terenie gminy. I choć problemy z odorami już dawno odeszły w zapomnienie, to strasząc mieszkańców Śmiłowa, Jeziorek, Brodnej i Zelgniewa choćby tylko potencjalnymi uciążliwościami, burmistrz Wolski stawia się w roli obrońcy przed zagrożeniem. To, że żadne zagrożenie nie istnieje, nie jest w tej sytuacji istotne, bo zarówno zagrożenie rzeczywiste, potencjalne jak i nierealne, wywołują takie same negatywne emocje.
Właśnie temu celowi miało służyć spotkanie burmistrza z mieszkańcami wymienionych miejscowości. Sala wiejska w Śmiłowie wypełniła się po brzegi, emocje zostały rozgrzane do czerwoności, panował zgiełk i chaos. W takich warunkach oczywiście nie było mowy, aby dowiedzieć się jakichkolwiek konkretów. Zresztą o to burmistrz Wolski zadbał wcześniej nie zapraszając na spotkanie przedstawicieli Farmutilu, ani właściciela firmy, który przecież też jest mieszkańcem Śmiłowa. Pisemne zaproszenia były natomiast skierowane do innych osób. Według jakiego klucza wybrano te osoby? Tego nie wiadomo.
Przedstawiciele Farmutilu na spotkaniu jednak się pojawili, a wraz z nimi eksperci od odnawialnych źródeł energii. Zamierzali przedstawić mieszkańcom, w jakim celu firma złożyła w uwagi do projektu zmiany studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego gminy dla istniejącego obszaru zabudowy przemysłowej, oraz w jaki sposób chce unowocześnić swoje instalacje do przetwarzania ubocznych produktów pochodzenia zwierzęcego, tak aby parę wodną emitowaną obecnie do atmosfery wykorzystać do celów energetycznych. Niestety na spotkaniu nie było do tego warunków. Przedstawiciele Farmutilu próbowali zabrać głos, by przedstawić konkrety, ale część osób z sali skutecznie to uniemożliwiała. Było to możliwe dlatego, że burmistrz nie wyraził zgody na użycie sprzętu nagłaśniającego, który znajdował się na sali. Odmówił tego nawet na prośby zgłaszane z sali. W takim stanie rzeczy trudno było uzyskać jakieś konkretne informacje, a dla wielu uczestników udział w spotkaniu był po prostu stratą czasu.
(mb)
Napisz komentarz
Komentarze