Jak mówi niezapomniana mądrość: skoro jest zima, to musi być zimno – takie są odwieczne prawa natury. I rzeczywiście, zimno było, aczkolwiek w tym roku pogoda , jak na tę porę roku rzecz jasna, była wręcz rewelacyjna. Lekki mróz nie doskwierał zbytnio, zaś śniegu było w sam raz – nie za dużo, nie za mało. Zmarznięta ziemia uniemożliwiła lubiane przez niektórych błotne kąpiele, ale pozwalała na swobodny motocyklowy drift, natomiast święcące słońce sprzyjało plażowaniu. Tak, nie zabrakło chętnych do kąpieli w Głomi - pomimo wyraźnie ujemnej temperatury. Organizatorzy przygotowali także cieszące się nie mniejszą popularnością jacuzzi. Na szczęście nieocenieni koledzy także dbali o zmarzniętych pływaków.
Dobra zabawa trwała od wczesnych godzin porannych, niektórzy zaś przybyli już w piątek, w przededniu oficjalnego rozpoczęcia zlotu. Kilkaset metrów od polany, do której dojazd – ze względu na oblodzenia – był nie lada wyczynem (o czym przekonali się co niektórzy nieszczęśnicy), słychać było charakterystyczny warkot, zaś w powietrzu unosił się specyficzny zapach spalin i... grochówki. Właśnie – bo pretekstem do organizacji zlotu motocyklowego jest konkurs na najlepszy eńtopf, czyli zupę z jednego gara. Panowie (i panie) mają niezwykłe pomysły na wyszukane potrawy, o czym przekonaliśmy się także w tym roku (a także psy, które bardzo chętnie wyjadały pozostawione smakołyki). Niemniej, choć w talenty kulinarne nikt nie wątpi, wśród motocyklistów żadnej Magdy Gessler ani Modesta Amaro w tym roku nie odkryto.
Atrakcji było sporo, były kuligi, „czochranie” na wyznaczonym terenie, jazda terenowa, ognisko, kiełbaski i piwko ze znajomymi. Atmosfera jak zwykle wyjątkowa, ale nie ma się czemu dziwić. Wszak gdzie indziej znajdzie się tak liczna grupa zapaleńców, którzy są w stanie znosić nawet kilkunastostopniowe mrozy i wszelkie związane z tym niewygody, żeby tylko spędzić weekend wspólnie z innymi pasjonatami motocykli? Teraz tylko „oby do sierpnia”...
K. Małolepszy
Napisz komentarz
Komentarze