Nadkomplet widzów 10 października i mocno namoknięty tor przy bydgoskiej wcale nie ostudził emocji w rewanżowym finale o Drużynowe Mistrzostwo Polski. Praktycznie losy Złotego Medalu ważyły się do końca. Ostatecznie Ludwik Polonia Piła w dwumeczu pokonała Atlas Wrocław 91:89!!! Radości i wiwatowania nie było końca.
Pod wodzą Janusza Michaelisa byli Rafał Dobrucki, Robert Flis, Kai Laukkanen, Jacek Gollob, Tomasz Gapiński, Hans Nielsen i Jarosław Hampel. Oni to w rewanżowym meczu o DMP pokonali Atlas Wrocław 49:41!
Ale teraz o innych może. Niech ktoś nie każe ich ustawiać w roli expertów. To zwykli ludzie pilskiego żużla, zna ich wielu. Wywodzą się ze środowiska osób, które lakonicznie określając mają w żyłach zamiast krwi - metanol. Poprosiłem ich o wyrażenie swoich odczuć, refleksji, kilku zdań, o tym co najbardziej utkwiło w ich pamięci, z pamiętnego czasu lat 90 tych pilskiego żużla. A dokładnie z 10.10.1999 roku.
W gronie moich przyjaciół znaleźli się Wiesław Szmagaj, znakomity dziennikarz nie tylko w kwestii speedwaya oraz podobnie jak on mający wielką wiedzę o tych co ,,jeżdżą w lewo” Piotr Gruntkowski, a także Ci, których od lat widać w sektorach kibiców przy Bydgoskiej Tomasz Rudnicki i Dariusz Belak. Nie wypadało mi nie poprosić o komentarz trenera Janusza Michaelisa, który z pilskim zespołem zdobył pierwszy i zarazem jedyny tytuł DMP!
Podobnie jak ja, i oni mają w pamięci rok 1990 i szalony, ale bardzo odważny pomysł Marka Wieczorka, ówczesnego prezesa KS Polonia, o utworzeniu Fundacji Odbudowy Toru Żużlowego w Pile. Pamiętam jak w zamian za użyczenie hali sportowej na stadionie ruszyły pierwsze prace modernizacyjne z udziałem głównie świadków Jehowy.
Co więcej. Krótko przed etatem dziennikarza sportowego w Panoramie Pilskiej, moja aktywność związana była właśnie z tworzeniem zrębów po klub żużlowy Polonia Piła. Bynajmniej nie byłem żadnym wielkim działaczem, ale praca w ówczesnym klubie sprawiała mi wiele satysfakcji.
Pamiętam jak nie spałem w nocy (bojąc się że mogę spóźnić się na pociąg) i bodajże jechałem "Kujawiakiem", odjazd z Piły 5.10, do siedziby PZMot w Warszawie zarejestrować pierwszy historyczny zespół. Przejecie tym faktem sięgało zenitu. Ja urodzony futbolista mierzyłem się nową dyscypliną, o której wówczas wiedziałem naprawdę niewiele.
Moment ten poprzedziło spisywanie zawodniczych kontraktów i zarazem pierwsze spotkanie z legendami pilskiego speedwaya. Najbardziej zakolegowałem się wówczas z Krzysiem Okupskim. Zawsze rozbawiał mnie różnego rodzaju opowieściami, np. gdy zawodnicy, w doborowym gronie, wracali z treningu przy Bydgoskiej do hotelu w Berpilu, śpiewając "My czterej pancerni"…
Nie sposób zapomnieć o ludziach tworzących wówczas liderów zarządzania pilskim klubem na czele ze wspomnianym M. Wieczorkiem, a nico później z Wiesławem Wilczyńskim, Jerzym Cerbą czy Marianem Madejem. Mecze przy wspaniałej publiczności komentował nie tylko nieodżałowany Krzysztof Hołyński, ale także szlifujący swe komentatorskie ostrogi Przemysław Surdyk.
To były dobre czasy pilskiego speedwaya i długo by o tym wspominać i pisać. Może przyjdzie czas na to kiedyś. Na razie zacznę od razu do sedna sprawy, a więc do wielkiego wydarzenia, jakim było wywalczenie przez pilską drużynę Złotego Medalu DMP!
Ówczesny finał Polonii Piła z Atlasem Wrocław na torze przy bydgoskiej komentował na antenie jednej ze stacji telewizyjnych Piotr Gruntkowski.
- 12 tysięcy kibiców, świetna atmosfera i mecz trzymający do końca w napięciu oraz to że np. Zieja 2 x wygrywał z Hansem Nielsenem, zapamiętałem na długo – mówi dzisiaj popularny Gruntek.
Tomek Rudnicki, nie tylko fanatyk żużla ale i pilskiej siatkówki, szaleńczo oddany żużlowej pasji był jako już nastolatek, tak od 1993 roku, mniej więcej od połowy sezonu. Jego debiut jako kibica nastąpił w meczu z Gdańskiem. Doskonale pamięta też złoty rok 1999. W tym fantastyczny debiut w Lany Poniedziałek Jarosława Hampela, ale rewanżowy mecz z Atlasem szczególnie.
Rudziński wspomina: - Wszyscy mówią głównie o tym, że zespole z Wrocławia nie było Grega Hancocka. Ale zapomina się, że w pierwszym finale u nas nie jechał Hans Nielsen. Dla mnie bohaterami byli Robert Flis i Kai Laukkanen.
Flis w całym sezonie 1999 śmigał aż miło. Dla mnie to najlepszy zawodnik jaki Piła miała i nie pisze tu o prawdziwych liderach, którzy oczywiście ścigali się za duże $$$. Flis pokazał charakter i ambicje, nie jak później nie powiem kto…
Darek Belak kolejny fanatyk pilskiego sportu dodaje: 10 październik 1999 rok! Był to deszczowy dzień na pilskim owalu. Śmiem wątpić czy dzisiaj takie zawody w ogóle by się odbyły. Adrenalina do końca trzymała mnie w napięciu. W 14 biegu przewieźli Hansa na 5:1, a w ostatnim, gdy tor był już mocno przemoczony, Cook z Krzyżaniakiem wyszyli na prowadzenie 5:1 i bardzo odważny manewr Rafała Dobruckiego odebrał im 2 punkty, Hampelowi na ostatnim łuku zdarzył się upadek.
Na chłodno dziś to wydarzenie wspomina Wiesław Szmagaj: - Nikt nie przejmował się kiepską pogodą. Wszyscy w Pile wyczekiwali zwycięstwa Polonii. A po zakończeniu spotkania była wielka radość. Cieszyli się kibice, nasi zawodnicy i działacze. To były piękne chwile...
Bardziej otwarty wydaje się być Janusz Michaelis: - W połowie meczu, po jednym z biegów, podszedł do mnie w parkingu Zdzisław Dobrucki. Tata Rafała poprosił mnie o zwrócenie uwagi, na jego zdaniem, nieprawidłowości w momencie startowym Podszedłem do kreski startowej na dwa biegi i wszystko wtedy było ok. Gdy wróciłem do boksów w pilskim zespole panowała już istna sielanka. Zachowywano się jakby mistrzostwo było już zdobyte. W 10 biegu Atlas wygrał podwójnie i zaczął odrabiać straty. Adrenalina trzymała się nas do ostatniego biegu.
Do dziś z rozrzewnieniem i łezką w oku przywołuje się tamte dni. Tym bardziej, że notujemy, używając frazy z innej scenerii, tzw srebrne gody tego wielkiego dla Piła wydarzenia.
Przykre, ale chyba prawdziwe są słowa wielu kibiców żużla znad Gwdy, że już To se ne vrati…
Mariusz Markowski
Napisz komentarz
Komentarze