Lekkoatletyczne mistrzostwa świata w Londynie za nami. W klasyfikacji medalowej nie miały sobie równych Stany Zjednoczone. Reprezentacja Polski na miejscu ósmym. W Londynie biało-czerwoni wywalczyli łącznie osiem medali (dwa złote, dwa srebrne i cztery brązowe).
Nie tylko o tym, ale także o stanie pilskiej LA, rozmawiam z wieloletnim działaczem i trenerem LA w KS Gwardia Piła – Jerzym Żylińskim
Panie Jerzy, ostatnie wyczyny polskich lekkoatletów na Mistrzostwach Świata w Londynie rozpieszczają nas dumą i powagą. Geografia w tym sporcie także aż tak się zmienia? Jesteśmy już potęgą?
- Na pewno posiadamy mocną reprezentację w LA, szczególnie w rywalizacji europejskiej. Choć i tu zawodnicy afrykańscy reprezentują już wiele nacji nawet skandynawskich. Po bardzo udanych Halowych Mistrzostwach Europy nasz występ w Londynie jest również bardzo udany, a dominacja naszych zawodników w rzucie młotem i zdobycie aż 8 medali oraz wiele miejsc finałowych tylko to potwierdza.
Największa niespodzianka MŚ = Bolt?
Jak każdy również i Bolt może mieć słabszy sezon. W tym roku już tak nie błyszczał. Szkoda, że w biegu sztafetowym doznał kontuzji i nie zdobył kolejnego medalu. Ale na pewno jest i pozostanie ikoną królowej sportu.
Jak osobiście odbiera Pan sukcesy biało-czerwonych?
Bardzo się cieszę z naszych sukcesów, ale nie może to przysłonić pracy od podstaw. Denerwuje mnie jedna rzecz, że nie wspomina się o pierwszych trenerach. Przykład Piotra Liska jest tu najlepszy. W telewizji nasi sprawozdawcy tylko mówią o trenerze Szczepańskim z którym Piotrek pracuje od roku, a o Krzysiu Dziamskim z Olimpii Poznań, który go nauczył wszystkiego i jeszcze w trudnej sytuacji życiowej pomógł mu i utrzymał go przy sporcie, nikt nie wspomni.
Faktem jest to że odnoszą sukcesy zawodnicy posiadający indywidualne kontrakty na finansowanie szkolenia i sponsora jak choćby Orlen Tem.
Jerzy Żyliński niemal od zawsze kojarzy jest z pilską LA. Ktoś ostatnio mówił, że kończy się pańska przygoda z tym sportem. To prawda? Odchodzi Pan?
Nie do końca tak jest. Zdeklarowałem się kolegom, że na pewno nie będę już osobą funkcyjną w klubie i nie będą prowadził zawodników. W tym roku kończy się obecna kadencja zarządu klubu i ja nie będę już kandydował do władz klubu. Jestem trochę wypalony, a coroczna nerwówka przy podziale środków z miasta i powiatu jest już nie na moje zdrowie. Podobno Gwardia od kilku lat jest najlepszym klubem młodzieżowym w regionie, ale jeszcze nigdy w finansowaniu z obu samorządów nie dostała najwięcej środków. Zawsze jest ktoś kto dostaje więcej, a niektórzy nawet o 100 % więcej niż my. Zostanę dalej sędzią L.A. posiadam uprawnienia centralne sędziego głównego biegów, startera oraz kierownika technicznego zawodów.
W jakim stanie jest dzisiaj pilska królowa sportu. Na jakim etapie są wybijający się reprezentanci dwóch pilskich klubów. Czy mamy szansę zobaczyć kogoś z ,,naszych” na wielkiej światowej imprezie?
- Lekkoatletyka w Pile ma się dobrze. Oba kluby Gwardia i Gwda robią dobrą, choć niedocenianą robotę. Zawsze znajdzie się talent, jak nie w samej Pile, to w okolicy, jak to ma miejsce obecnie. Mieliśmy pilanina olimpijczyka Przemka Czerwińskiego więc dlaczego nie możemy mieć następnych. Może Klaudia Adamek lub Susana Lachele będzie następna bo w tej chwili mamy w Polsce kilka świetnych sprinterek młodego pokolenia z Ewą Swobodą jako liderką i start w sztafecie 4 x 100 m na Igrzyskach w Tokio jest bardzo możliwy.
Należy wreszcie załatwić sprawę, o której się mówi od kilku lat, a mianowicie stypendia sportowe dla wybitnych zawodników. I wtedy możemy mieć reprezentantów Piły i to nie tylko lekkoatletów na największych imprezach, a tak odejdą do innych ośrodków.
Dziękuje Panu za rozmowę. Dużo zdrowia i pociechy z wnuków przede wszystkim.
Z Jerzym Żylińskim rozmawiał
Mariusz Markowski
Napisz komentarz
Komentarze