W pilskim Schronisku dla zwierząt Brok – nazwany tam Alusiem – bardzo cierpiał. Tęsknił za domem. Posiwiał nawet na czubku głowy. W tym czasie szukali go wszyscy, cała rodzina pana Marka Wiesiołka, żona, córki… Bezskutecznie.
Właścicielem Broka jej moja mama Wanda. Mieszka w Pokrzywnicy, w gminie Szydłowo. Dokładnie 9 września, w sobotę, wyjechała na grzyby do lasu w okolice Krępska. To jest kawałek drogi… Szukając grzybów nagle straciła Broka z oczu. Ni stąd ni zowąd, patrzy, a psa nie ma! Pomyślała, że może będzie czekał przy samochodzie. Ale nie było go. Wróciła do lasu, wołała go… Pojawiło się domniemanie, że może to leśne echo go zmyliło? Brok nigdy wcześniej nie chodził po lesie, to typ domownika. Najpewniej ta przestrzeń sprawiła, że kompletne stracił orientację – opowiada pan Marek Wiesiołek.
Cała rodzina była z Brokiem bardzo zżyta, a najbardziej pani Wanda. Piesek, mimo że miał swoją budę w ogrodzie, w ogóle do niej nie wchodził. Biegał swobodnie po obejściu, a spał oczywiście w domu, na kanapie. Takie oczko w głowie pani Wandy.
Od razu więc rozpoczęły się intensywne poszukiwania pupila.
- Jeździliśmy wielokrotnie w rejon, gdzie zaginął. Mama jeździła. Pytała miejscowych, czy nie widzieli Broka. Żadnych wieści. Któregoś razu ktoś powiedział, że faktycznie widział takiego psa, jak biegł wzdłuż drogi. Schronisko w Pile było odwiedzane dwukrotnie, a potem obdzwaniane. Mama zastawiła swój numer telefonu, w razie, gdyby się pojawił. Nigdzie śladu Broka. 12 września żona zamieściła ogłoszenie na Facebooku. Wtedy zacząłem obserwować Facebooka, śledziłem także OLX. Żadnego tropu. Chyba pies przepadł… - myśleliśmy.
Smutne oczy
My najpierw poznaliśmy Alusia – takie imię nadano Brokowi, gdy trafił do schroniska – dzięki stronie „Wolontariusze przy schronisku dla zwierząt w Pile”. Gdy tylko pojawiły się na niej zdjęcia Alusia – ścisnęło nas serce. Bo był to śliczny piesek o jasnorudej sierści z bardzo, ale to bardzo smutnymi oczyma…
„Aluś to przemiły, łagodny, spokojny, żyjący odrobinkę w swoim świecie piesek, który bardzo chciałby mieć ciepły i bezpieczny dom” – pisali wolontariusze szukając dla niego kochającego opiekuna. Wkrótce Aluś dostał nową budę. By było mu ciepło i komfortowo. Ale nawet teraz nie wyglądał na szczególnie ucieszonego.. Jego oczka pozostały bardzo smutne. „Widać, że cierpi w zgiełku i hałasie panującym w schronisku” – mówili wolontariusze. Aluś ewidentnie nie mógł się odnaleźć w nowym miejscu. I najwyraźniej tęsknił za starym… Tymczasem dni mijały, a nie znalazł się nikt, kto chciałby przygarnąć „smutaska”.
Mikołajkowy prezent
- Moje córki, bliźniaczki Martyna i Karolina są zaprzyjaźnione z pilskim wolontariatem. W listopadzie były w schronisku z karmą. Wyprowadzały także zwierzęta na spacer. Nie natknęły się na Broka. A on już tam był.. Trafił do schroniska ok. 20 września, a więc prawie 2 tygodnie gdzieś się błąkał. 6 grudnia, w mikołajki, córki oglądały stronę facebookową założoną i prowadzoną przez wolontariuszy. Córka patrzy… i nagle krzyczy: To chyba Brok! Patrzymy już wszyscy! Mówię: Ja rękę daję sobie obciąć, że tym razem to on! – opowiada pan Marek.
Dlaczego „tym razem”? Ponieważ w międzyczasie „znaleźli” Broka już dwa razy: raz w Ełku, drugi raz w Warszawie.
- Te psy były podobne do Broka. Do Ełku daleko… Ale nasz Brok bardzo lubi podróżować samochodem. Pomyślałem, może wsiadł komuś do auta i pojechał w Polskę… Ale obydwa alarmy okazały się fałszywe. Dopiero teraz, w mikołajki, córka wypatrzyła naszego Broka na facebooku!
Na drugi dzień skoro świt obie dziewczyny wsiadły z tatą do samochodu i pojechali po swojego psiaka.
Jaka to była radość!
- Piesek bardzo się ucieszył! My wszyscy też – opowiada pan Marek łamiącym się ze wzruszenia głosem - Ja nawet nagrywałem całe zajście, żeby była pamiątka i żeby pokazać mamie. Ona o niczym nie wiedziała. Chcieliśmy jej zrobić niespodziankę. Broka zobaczyliśmy na wybiegu już z bardzo daleka. Wszystkie psy się rozszczekały, a on z radości już kręcił się szaleńczo w kółko! Wyczuł nas! Ogromnie się cieszył! To była eksplozja radości! Skakał, obwąchiwał nas, bardzo widać stęskniony! I gdy już szykowaliśmy się do wyjazdu – wskoczył do samochodu jak z automatu! – zadowolony, że w końcu wraca do domu!
- Radość była ogromna! To był jeden z najbardziej wzruszających momentów jakie przeżyłam w schronisku – napisała na FB Danuta Piotrowicz Kowalska, świadek spotkania.
Łzy wdzięczności
A w domu czekała niczego nieświadoma pani Wanda…
- Mama ucieszyła się tak bardzo jak wcześniej Brok. Rozpłakała się ze szczęścia! To była naprawdę niespodzianka!
Brok, zanim zaginął, miał swoje przyzwyczajenia. Lubił raczej domowe jedzenie: jakieś mięsko, wędlinkę… Ale był tak nauczony, że nie tknął niczego, dopóki nie usłyszał słowa; „proszę”.
- Nie ruszył! Nie było mocnych… Teraz, jak mama go zobaczyła, z tej radości zaczęła mu podtykać smakołyki, szyneczki! Bo przecież pies wrócił ze schroniska, wygłodniały! A Brok patrzył na plaster szynki podstawiony mu pod nos i nic! Czekał! Chyba chciał nam pokazać, że pamięta… Do końca zachował twardość.. I dopiero jak usłyszał „proszę”, powolnym ruchem wziął plaster wędliny. A na karmę do teraz patrzeć nie może! Chyba się jej przejadł w schronisku – śmieje się pan Marek.
Wieczorem córka pana Marka zadzwoniła do babci zapytać jak tam Brok się ma, jak się zachowuje. – Moja mama przyłożyła Brokowi słuchawkę do ucha… Psu popłynęły łzy… - tak powiedziała mama i ja w to wierzę…
Brok bardzo przeżył rozłąkę z ukochaną rodziną. Nie było go w domu trzy miesiące…
- Posiwiał na głowie… Ma rudą sierść, a na czubku głowy pojawiły mu się siwe kępki.. – mówi pan Marek.
Teraz Brok zwany czasem Alusiem jest już szczęśliwy. I ma bardzo wesołe oczy! Co widać na załączonym obrazku…
eKi
zdjęcia ze schroniska: Wolontariusze przy schronisku dla zwierząt w Pile
Napisz komentarz
Komentarze