Piotr Głowski ujawniając treść postanowienia Prokuratury Rejonowej w Pile stwierdził, że mieszkańcy kamienicy przy ulicy Śródmiejskiej 22 zostali wykorzystani. Ci przyznają mu rację mówiąc, że rzeczywiście czują się wykorzystani, ale właśnie przez prezydenta Głowskiego i jego współpracowników. Z kolei główna winowajczyni całego zamieszania Beata Dudzińska, autorka listu do mieszkańców, w którym nakazuje im negocjowanie z tajemniczym inwestorem oczekuje… kwiatów od starosty pilskiego, który jej zdaniem nakręcił całą aferę stając po stronie mieszkańców. Festiwalu absurdów ze strony władz miasta Piły ciąg dalszy.
Przypomnijmy, że afera wybuchła pod koniec minionego roku, gdy jedna z mieszkanek kamienicy przy ulicy Śródmiejskiej 22 chciała wykupić swoje mieszkanie. Jakież było jej zdziwienie, gdy w odpowiedzi otrzymała pismo podpisane przez wiceprezydent Beatę Dudzińską, w którym zastępczyni prezydenta Głowskiego poinformowała, iż pani Krystyna nie może wykupić swojego mieszkania, a jeśli chce z kimś prowadzić rozmowy to nie z Urzędem Miasta, a z tajemniczym inwestorem. To wywołało lawinę. Sprawą kamienicy przy Śródmiejskiej 22 zajęła się nawet ogólnopolska telewizja przyrównując tę sytuację do reprywatyzacji w Warszawie, również rządzonej przez Platformę Obywatelską. Prezydent Piotr Głowski najpierw odmówił udzielenia odpowiedzi dziennikarzowi realizującemu materiał, a później w czasie sesji Rady Miasta, gdy pytań nie mógł zadawać nikt, przedstawił „kalendarz wydarzeń”, czyli swoje autorskie zestawienie „najważniejszych” wydarzeń w tym temacie. Oczywiście o najbardziej istotnym elemencie całej układanki, czyli właśnie liście pani wiceprezydent do mieszkańców nie wspomniał ani słowem.
To jednak nie koniec manipulacji ze strony prezydenta Głowskiego. W przeszłości, chcąc zdyskredytować mieszkańców mówił, iż mają oni długi. To prawda, nieliczna część lokatorów kamienicy jest zadłużona, ale nie wszyscy, jak sugerowano. A z całą pewnością nie ci, którzy chcieli wykupić zajmowane od pokoleń przez nich mieszkania.
- Wszyscy wiemy o co chodziło panu prezydentowi Głowskiemu. Chciał nas po prostu zdyskredytować i obrazić dla swoich celów. Czujemy się z tym bardzo źle, bo ani rok, ani dwa, ani trzy przed aferą nie byliśmy zadłużeni nawet na złotówkę. Zresztą żadna osoba, która podpisała pismo nie była zadłużona. To chyba logiczne, że skoro chcieliśmy wykupić mieszkania, to o zadłużeniu mowy być nie może – tłumaczy zbulwersowany Mateusz Chojka, lokator.
Manipulacji ze strony prezydenta Głowskiego jest jednak więcej. W momencie, gdy afera wybuchła, on sam zgłosił do prokuratury dwie sprawy. W pierwszej chciał zbadania czy urzędnicy miejscy złamali prawo, a w drugiej czy starosta pilski mając jego zdaniem wiedzę o możliwości popełnienia przestępstwa, nie powinien poinformować odpowiednich organów. To kolejny absurd, bo nikt przynajmniej na początkowym etapie całej sprawy złamania przepisów kodeksu karnego nie zarzucał. Zdaniem wielu komentatorów życia publicznego tym razem na wysokości zadania stanęły media, które zainteresowały się całą sprawą. Od samego początku zarzucano natomiast złamanie zasad postępowania i należytego traktowania wnioskodawców tj. mieszkańców którzy chcieli wykupić mieszkanie. Postanowienie pilskiej prokuratury jak wynika z relacji Piotra Głowskiego zawiera umorzenie dwóch wątków. W uproszczeniu można powiedzieć, że nikt nie popełnił żadnego przestępstwa i nikomu nie postawiono zarzutów. Piotr Głowski, jak zwykle przekonwertował wyrok na własną korzyść, uznając że skoro przestępstwa nie było, to wszystko w tej sprawie jest w porządku.
- Od początku mówiłem, że ta historia jest jednym wielkim kłamstwem, szalbierstwem i naruszaniem dobrego wizerunku nie tylko mojego czy pracowników, ale i całego miasta – powiedział po wyroku prezydent Głowski, który po raz kolejny zapomniał, że dobry wizerunek nie jest dany raz na zawsze i trzeba o niego pieczołowicie dbać samemu, np. utrzymywać kontakt z mieszkańcami, udzielać im niezbędnych wyjaśnień na każdy etapie załatwianej przez nich sprawie, nie wprowadzać w błąd.
***
Do sprawy odniósł się również wywołany do tablicy starosta pilski Eligiusz Komarowski. Jak podkreślił w swoim wystąpieniu, stanął po stronie mieszkańców, bo ci go o to prosili. A że w przeciwieństwie do prezydenta Głowskiego drzwi do jego gabinetu zawsze są otwarte, toteż nie pozostał głuchy na ich wołanie o pomoc. Sam wyrok Prokuratury Rejonowej w Pile nie był dla niego zresztą zaskoczeniem.
- W świetle informacji, które posiadałem, działania pana prezydenta budziły wątpliwości prawne i były przynajmniej nieetyczne z punktu widzenia moralnego. W żadnym momencie natomiast nie powiedziałem, że są to działania zabronione prawem, tj. przepisami kodeksu karnego i stanowią przestępstwo. Natomiast od samego początku miałem duże wątpliwości czy właściwie były stosowane np. przepisy postępowania administracyjnego. Okazało się jednak, że pan prezydent złożył na mnie doniesienie, iż to ja popełniłem rzekomo jakieś przestępstwo. Zresztą niektórzy lokalni przedstawiciele Platformy Obywatelskiej co jakiś czas składają na mnie donosy do prokuratur. Wszystkie oczywiście bezpodstawne. Tym razem po raz pierwszy zapoznałem się z częścią takiego zawiadomienia i mogę stwierdzić, iż prezydent miasta nie dość, że kolejny raz mnie pomówił, to złożył tzw. fałszywe zawiadomienie, które nie miało żadnego potwierdzenia w stanie faktycznym. A jeżeli ktoś złożył na mnie zawiadomienie za to, że ja nie poinformowałem o przestępstwie, którego nie było, to w mojej ocenie może istnieć uzasadnione podejrzenie, że ten zawiadamiający sam mógł popełnić przestępstwo określone w artykule 238 kodeksu karnego – powiedział starosta pilski.
W czasie tej samej konferencji prasowej murem za starostą pilskim stanęli mieszkańcy kamienicy przy Śródmiejskiej 22. Piotr Głowski po ogłoszeniu wyroku stwierdził, że zostali oni wykorzystani. Nie powiedział przez kogo, ale łatwo domyślić się, że sugerował, iż właśnie przez starostę. A jaka jest prawda?
- Czujemy się wykorzystani przez urzędników Urzędu Miasta i samego prezydenta. Tyle stresu, co nas to wszystko kosztowało, to szkoda gadać. Szczególnie moją mamę, która ma 68 lat, jest chora na depresję i mocno przeżyła całą tą sytuację. Więc tak, czujemy się wykorzystani, ale przez urzędników i tak naprawdę oczekujemy, by spojrzeli nam w twarz, przyznali się do błędu i przeprosili nas – powiedział Mateusz Chojka.
Zdaniem wielu mieszkańców zastanawiające i rzutujące na wiarygodność Piotra Głowskiego były wypowiedziane na konferencji przez niego słowa: Pan Paprocki (tajemniczy inwestor), z tego co wiem, zainwestował, ale nie w Pile. Te pieniądze, które miały zmienić nasze miasto zostały wydane w innym mieście - można z nich bowiem wysunąć wniosek, że liczono się z tym, że inwestor po spełnieniu pewnych przesłanek może wykupić kamienicę.
Na szczęście w czasie wspomnianej wyżej konferencji prasowej prezydent Piotr Głowski najprawdopodobniej zrobił też rachunek sumienia, bo powiedział:
- Często politycy sięgają po kłamstwa, manipulują. Szczególnie widać to wtedy, gdy zdają sobie sprawę, że są na tyle słabi, że w takiej uczciwej, rzetelnej walce na programy, pomysły, pracę, pokazywanie swojego dorobku życiowego i doświadczenia muszą stosować chwyty poniżej pasa – powiedział.
Nam wypada jedynie marzyć, by prezydent Głowski zrozumiał słowa, które sam wypowiedział i by już nigdy nie zachowywał się podobnie.
Sprawa kamienicy przy Śródmiejskiej 22 wydaje się być jednak nie zakończona. Jak oznajmił na konferencji jeden z mieszkańców, brał on udział w posiedzeniu Zespołu Parlamentarnego do spraw walki z przestępczością gospodarczą i lichwą i pilska sprawa spotkała się z żywym zainteresowaniem tego gremium. O sprawie będziemy informować.
Krzysztof Kuźmicz
Napisz komentarz
Komentarze