Marcin Ćwirzeń, na co dzień szef trzcianeckiej grupy Wolf Team, wraca z Anglii z MŚ OCR szczęśliwy, choć do pełni jeszcze mu trochę brakuje. – Złamała mnie jedna przeszkoda, ale ona wie, że ja tam wrócę – mówi trzcianecki wilk.
Marcin zawsze bywa szczery do bólu. Teraz mówi wszystkim: Stanowczo chcę powiedzieć tym co nie wierzą w siebie. Tym z każdej sfery życia. Ja po sześciu miesiącach startów w Elit i w ogóle rocznym uprawianiu biegania, jednocześnie pracując i wychowując syna, osiągnąłem wszystko co sobie wyobrażałem. Wy także możecie ….
Wielu po raz pierwszy usłyszało o nim, kiedy ukończył morderczy bieg na Shaharze.
To RUNMAGEDDON SAHARA, wieloetapowy ekstremalny bieg terenowy. Jego trasa wiodła przez tereny pustynne, na obrzeżach pustyni Sahara w południowym Maroku. Marcin znalazł się w wyjątkowej grupie, która wraz z finalistą Ligi Mistrzów, zdobywcą Pucharu – Jerzym Dudkiem, zmagała się z tym projektem.
Pisaliśmy o tym szeroko na łamach Tygodnika Nowego.
Marcin nie obrazi się, jeśli napiszemy teraz, że po tym pierwszym wielkim sukcesie – w Maroko zajął szóste miejsce - zwariował w temacie ekstremy.
Żartujemy nie raz, że teraz tylko śpi i biega. A tak naprawdę ma jeszcze czas na zawodową pracę i czas dla 11 letniego syna Samuela, ucznia 5 klasy Szkoły Podstawowej nr 2 w Trzciance.
*
Marcin obecnie trenuje i startuje w najbardziej liczących się biegach wraz z asami ekstremalnej grupy OCR. Po tym jak ujarzmił piaski pustyni Sahara musi wręcz mieć cały czas nowe wyzwania.
ORC czyli Obstacle Course Racing - organizuje Mistrzostwa Polski i Mistrzostwa Świata.
Marcin zanim stanął na starcie w światowym championacie pod Londynem, przebiegł przez strome zbocza Kaukazu (100 km) i pokonał trudy MUD Max.
Wyspecjalizowana grupa ludzi łączących przygotowanie biegowe z ogólnosprawnościowym oraz umiejętnościami szybkiego pokonywania konkretnych przeszkód, wciągnęła go bez reszty.
Dziś startując z takimi asami jak Grzegorz Szczechla (szef Barbarian Race) czy Piotr Łobodziński lub Robert Bandosz - ,,trzcianecki wilk” dostaje przysłowiowego kopa.
Gdy wiedział już, że stanie do walki pod Londynem, w małym Kelvedon Hatch, gdzie wystartują piąte Mistrzostwa Świata OCR, i będzie miał możliwość konfrontacji z najlepszymi zawodnikami OCR na świecie, był jak we śnie.
Tam sunął tam jak szalony. Podniecony dystansem, przeszkodami i rywalami.
Szczęście było blisko.
Stawał przed 98 przeszkodą. Był po 1,5 h walki na trasie. Za nim było 14,7 km, gdy ręce odmówiły mu posłuszeństwa…
*
- Ukończyłem Mistrzostwa Świata OCR na 15 km, ale serce mi pęka. Nigdy tak nie płakałam przy ludziach, nigdy tak nie walczyłem na trasie, nigdy nie byłem tak bezradny na brak sił. Po 14,7 km byłem w pierwszej 100 i 98 przeszkoda złamała mnie. Oddałem opaskę elit, chodź mogłem oszukać jak inni, chodź sędzia nie widział i chciał mnie przepuścić... Marcin pisał na jednym z portali społecznościowych kilkadziesiąt minut po biegu.
*
Zakwalifikował się na te mistrzostwa po 5 miesiącach startów w serie Elit. Na starcie stał z najlepszymi z najlepszych na świecie z orłem na piersi.
- Walczyłem jak wilk w klatce, aby dać z siebie 120% i pokazać polska krew. Nigdy w życiu nie spodziewałem się, że mogę tego osiągnąć a jednak zrobiłem to i wystartowałem – cieszy się Marcin.
- Dwa dystanse bez przygotowań na zmęczonym organizmie po startach w Gruzji 100 km w górach oraz Polsce i wracam z dwoma medalami i opaska Elit. Do Polski jako reprezentacja przywodzimy 6 medali. Podkreślam i proszę to sobie zapamiętać - ten co upadł wraca mocniejszy i silniejszy, niż ten co nigdy tego nie dozna – podkreśla szef trzcianeckiej grupy Wolf Team.
*
- Mistrzostwa Świata OCR to dla mnie niewyobrażalne przedsięwzięcie. Przeszkody jakie tam zobaczyłem były nad wyraz extremalne, składające się z kombo, czyli połączenie kilku w jedno, długie i takich było kilka na trasie wiele, gdzie ręce, przedramiona i barki stawały się jak kamień – opowiada.
- Oprócz przeszkód w powietrzu na ręce było dużo biegu i podbiegów, czołgania, skoków i nurkowania w lodowatej rzece, zjazdu na rolce czy biegu z workami 30 kg.
Ten bieg pokazał czym są mistrzostwa świata czyli ogromem pracy, wytrwałości, poświęcenia i bólu ale łączyło nas jedno - pokonywanie granic. Mimo rywalizacji każdy uczestnik z całego świata miał szacunek do rywala, atmosfera po biegu była wspaniała, każdy wymieniał się doświadczeniami. Spotkałem tam osoby z którymi walczyłem w Gruzji.
Do kraju wracam zadowolony. Wiem, że mogę być jeszcze lepszy i szybszy lecz to się wiąże z kosztami, a bez wsparcia z zewnątrz nie można wszystkiego przeskoczyć.
*
Kolejny cel Marcina to początek listopada i greckie MŚ Spartan Race Trifecta.
Czy on nie ma już dość na te chwilę?
Napisz komentarz
Komentarze