- Czasami radość z narodzin dziecka zastępuje walka o oddech, o jego życie… - mówi mama Marceliny Dziuby z Miasteczka Krajeńskiego.
- Gdyby nie to, że martwię się o przyszłość mojego jedynego dziecka, można by powiedzieć, że jestem szczęśliwą matką nastoletniej córki. Piętnaście lat temu urodziła się Marcelina. Podczas porodu doszło do niedotlenienia mózgu i zaczęła się walka, która trwa do dziś.
Najpierw walczyli o jej każdy oddech, potem przez długą, żmudną rehabilitację o każdy ruch, a teraz walczą o jej samodzielność.
- Jesteśmy bardzo dumni z naszej córki - dokonała czegoś, co lekarzom wydawało się niemożliwe. Gdy miała roczek postawiono diagnozę, która dla rodzica brzmiała jak wyrok: dziecięce porażenie mózgowe. Marcelina miała nie widzieć, nie słyszeć i nic nie czuć. Lekarz powiedział, że jestem młoda i mogę sobie urodzić zdrowe dziecko, a Marcelinę powinnam oddać do ośrodka. Jak rzecz?! Z powodu tego, że może będzie inna, mam ją oddać?
Od tego dnia zmieniło się całe ich życie.
- Wiedziałam, że będzie ciężko. Trzeba było podporządkować się chorobie córki. Jednak dla mnie bycie mamą niepełnosprawnego dziecka to nie tylko smutek, ale też ogromna radość, kiedy dziecko robi postępy. Tak samo cieszy pierwsze słowo, jak i pierwsze kroki… Długo wyczekiwane, wywalczone. Cieszy każdy ruch dziecka i każdy maleńki kroczek do przodu. Każdego dnia widzę, jak Marcelina uczy się żyć ze swoją niepełnosprawnością. Dąży do tego, by radzić sobie w życiu bez pomocy osób trzecich. Moja córka… jest moją bohaterką.
Ośrodki rehabilitacyjne od dzieciństwa były jej drugim domem, razem z mamą spędzały tam mnóstwo czasu. – Dlaczego nóżki mnie nie słuchają? – Marcelina pytała rodziców. Teraz już wie… I tak sama opowiada o swojej chorobie:
- W dzieciństwie było mi smutno. Czułam, że jestem inna, że nie mogę się bawić w berka. Dzieci biegały pod oknami a ja… mogłam jedynie nasłuchiwać ich śmiechów. Dzisiaj, martwię się jak będzie wyglądała moja przyszłość. Jednak niepełnosprawność nauczyła mnie, że mogę w życiu wiele, tylko w inny sposób. Wiem jednak, że czasem będę potrzebować pomocy. Trudno jest prosić o pomoc obcych ludzi, ale wiem, że fibrotomia to moja szansa. Znacznie ułatwi mi nie tylko chodzenie, ale i codzienne czynności. Nie musiałabym być potem w gipsach jak po innych tego typu operacjach, a dzięki temu nie utracę efektów rehabilitacji, na które pracowałam przez lata. Inni w moim wieku mają pewnie inne marzenia… W końcu operacja jest dość dziwnym marzeniem jak dla nastolatki…
Jej pasją jest pisanie wierszy, jak pisze w jednym z nich: „Wreszcie dla nich światło świeci”. Wspólnie możemy sprawić, by i dla Marceliny zapaliło się światełko na przyszłość.
***
Marcelina ma przejść zabieg fibrotomii, który pomoże jej w osiągnięciu samodzielności i ułatwi chodzenie. Przeszkodą są pieniądze. Zarówno konieczna rehabilitacja, jak i zabieg są bardzo kosztowne i przerastają możliwości finansowe rodziny. - Gdyby nie było takiej potrzeby, nie prosiłabym o pomoc. Jednak jeśli jest szansa by walczyć, będę to robić. Dlatego proszę Państwa o wsparcie – mówi mama Marceliny.
Potrzeba 15 tys. złotych. Dotąd zebrano 5 550. Zbiórka na stronie fundacji Złotowianka (http://zlotowiankahelp.pl/cel/chce-byc-samodzielna-moge-dzieki-wam/) trwa do 31 grudnia br.
bek
Napisz komentarz
Komentarze