Pretekstem do spotkania w Chodzieskim Domu Kultury, a następnie w „Sanatorium” była promocja książki autorstwa Romana Grewlinga i Anny Krzyżanowskiej – Hajdukiewicz zatytułowanej „Witkacy w Chodzieży… czyli kapelusz bananowy za 2,50”. Książkę wydało Wydawnictwo „Media” Edmund Wolski.
Mało kto wie, że Stanisław Ignacy Witkiewicz w latach 30-tych spędził trochę czasu w Chodzieży, odwiedzając tu przyjaciela doktora Teodora Białynickiego Birulę. Plotki mówią, że bywał w mieście często, dokumenty potwierdzają, że był raz - z przerwami! - spędzając w domu Biruli około 2 tygodnie. Niemniej otworzył w mieście swoją Firmę Portretową, zwaną także Pokątną, w której każdy chodzieżanin mógł zamówić portret. I faktem jest, że w domu doktora Białynickiego przy ul. Strzeleckiej jak i w Sanatorium Kolejowym, któremu szefował, na ścianach i korytarzach – piętrowo - wisiało wówczas blisko 300 portretów autorstwa Witkacego, które Birula zabrał ze sobą przeprowadzając się z Zakopanego do Wielkopolski… Stanisław Ignacy Witkiewicz miał i innych przyjaciół w Chodzieży - m.in. grywał w szachy ze Szczepanem Wojtasikiem. Stolik, przy którym panowie toczyli szachowe potyczki był jednym z „bohaterów” wieczoru.
Stanisław Ignacy Witkiewicz poznał Birulę Białynickiego w Zakopanem. Panowie zaprzyjaźnili się. Birula Białynicki był barwną postacią Zakopanego, lubił muzykować, śpiewać, malować, a jego dom był swego rodzaju ośrodkiem kultury w miasteczku. Był także autorytetem w środowisku lekarskim – naukowcem o gruntownej wiedzy medycznej, specjalistą w dziedzinie ftyzjatrii – opublikował ok. 20 prac na temat gruźlicy płuc. Dyrektorował sanatoriom zakopiańskim, a kiedy przeprowadził się do Chodzieży, by tu szefować Sanatorium Kolejowemu, panowie pisywali do siebie listy. Są one dziś jednym z dowodów na obecność Witkacego w Chodzieży. Drugim dowodem jest fotografia wykonana w Chodzieży przy ul. Mickiewicza, w domu Szczepana Wojtasika, gdzie panowie grywali w szachy i gdzie gospodarz organizował turnieje szachowe.
- Od dawna interesował mnie epizod z życia Witkacego związany z Chodzieżą. O jego pobytach w naszym mieście krążyły mniej lub bardziej pochlebne i rozbudowane legendy. Wszystko dotychczas funkcjonowało na zasadzie ustnych przekazów. Postanowiłem więc zebrać to wszystko, co wiemy na temat pobytu artysty w Chodzieży i przekazać czytelnikom dowody na to, że Witkacy spędził tu jakiś czas – mówi autor publikacji Roman Grewling.
Podstawowe dowody zachowały się dwa – wspomniane wyżej. Listy i jedna, jedyna fotografia. Uwieczniono na niej na pierwszym planie - oprócz Witkacego - Margaret i Szczepana Wojtasików oraz Marię Harasiewicz (z d. Siemiątkowską), a w tle inteligencję chodzieską. Nie ma na zdjęciu Antoniego Harasiewicza, który prawdopodobnie jest autorem zdjęcia. Harasiewicz był pasjonatem fotografii i z pewnością wykonał Witkacemu znacznie więcej zdjęć – niestety, mimo żmudnych poszukiwań autorowi książki nie udało się ich odnaleźć. Skąd wiadomo, że były? – Witkacy dziękował na liczne fotografie mu przesłane w listach do Biruli Białynickiego…
- Z 718 listów, które gruntownie przeanalizowałem, natrafiłem na 61 z lat 1933-1939, które w jakiś sposób dotyczyły naszego miasta. Były to listy do małżeństwa Białynickich, Marii i Andrzeja Strążyskich oraz do żony Jadwigi. Witkacy pisał w nich o planowanym przyjeździe, a potem relacjonował swój pobyt w Chodzieży – opowiada Grewling.
Fragmenty listów, w których mowa jest o pobycie artysty w Chodzieży, znajdziemy w wydanej publikacji. Co, na ich podstawie, wiemy na pewno? – że Witkacy był w Chodzieży od 2 do 18 lipca 1934 roku, wyjeżdżając w tym czasie dwukrotnie do Poznania i raz do Kościana. Mówiło się, że namalował w tym czasie mnóstwo portretów… Trudno tę tezę obronić. Jak mówi Grewling: - Jest bardziej niż prawdopodobne, że nie namalował w naszym mieście nic…
Firma Portretowa Witkacego miała swój cennik: od 50 zł w górę. Niby niedużo, lecz biorąc pod uwagę fakt, że 5 gr kosztowało wówczas jajko, a robotnik dostawał 5 zł tygodniówki, a cena 50 zł to była cena wyjściowa za dzieło (100 zł było normą) - nie dziwi fakt, że chodzieżanie niezbyt entuzjastycznie potraktowali ofertę przybyłego do ich miasta „wariata z Zakopanego”. Bo też legendę artysta miał nietęgą… że alkoholik, narkoman i erotoman organizujący – jak sam przyznawał - orgie… A że orgie były artystyczne, nie erotyczne, że tworzono podczas tychże spotkań portrety, wystawiano sztuki, dyskutowano, filozofowano? – nikogo to nie obchodziło. W obronie Witkacego niejednokrotnie występował sam Białynicki, nawet na łamach prasy.
- Proponuję spojrzeć na chodzieski pobyt Witkacego jak na urlop mistrza – Witkiewicz przyjechał do swoich przyjaciół, by odpocząć… Co u nas robił Witkiewicz? Przepisywał po raz kolejny „Szewców”, których ostatecznie nie ukończył w Chodzieży. Odpowiadał filozoficznie Kotarbińskiemu. Pisał „hauptwerk i monadyzmy”. Poznawał mieszkańców Chodzieży – Harasiewiczów, Sobkowskiego, Wojtasików - oraz okolicę – codziennie spacerował. Pisał długie listy do żony i przyjaciół. Przeżywał rozterki miłośne, a wręcz załamanie nerwowe z powodu kochanki Czesławy. Wysyłał widokówki z wizerunkami Chodzieży. Brał udział w turniejach szachowych u Wojtasików Zażywał kąpieli słonecznych (aż do oparzeń). Zakupił bananowy kapelusz – wymienia Roman Grewling.
W tymże kapeluszu był potem wielokrotnie uwieczniany.
- Za każdym razem, gdy widzę zdjęcia Witkacego w bananowym kapeluszu robi mi się cieplej na sercu – mam nadzieję, że ubierając go, myślał o naszym mieście i mieszkających tu życzliwych mu osobach – pisze R. Grewling w swojej książce.
Edyta Kin
Na zdjęciu głównym: "Rejab chodzieski" - w roli głównej Jan Krajewski (czym jest rejab przeczytasz w kolejnym materiale o wizycie Witkacego w Chodzieży - na naszej stronie)
Napisz komentarz
Komentarze