Gdy przyszedł na szeroko okrzyknięty nabór do pilskiej szkółki żużlowej, był jednym z wielu, ba jednym z kilkudziesięciu – niektórzy twierdzą, że chętnych było około setki – którym marzył się żużlowy motocykl. – Od pierwszych dni widać było, że coś w nim jest. Nie był może wielkim talentem, takim nawet w połowie jak Rafał Dobrucki, ale miał smykałkę do jazdy na sprzęgle – wspomina dziś Lech Kędziora.
Pile było wówczas ogromne. Pierwsze spotkania związane z naborem gromadziły setki młodych ludzi. Selekcja była naturalna. Zostawali najwytrwalsi, odpadały najsłabsze ogniwa – mówi dziś Dubicki.
Z jego czasów pamiętamy zapewne taki nazwiska jak Pionke, Gwara czy Piechocki, Jasiak itd.
Egzamin zdawał w Lesznie. Pozytywnie. – To był bodajże kwiecień 1993 roku. Byłem w Lesznie z Rafałem Dobruckim. Pamiętam, że licencje odnawiał Łabędzki, był tez Skórnicki – mówi Marceli.
Pierwszy sezon – jak przyznaje – to było dla niego wielkie obciążenie. Z pierwszego meczu najbardziej zapamiętał … chrzest. – Najmocniej bił kapitan – śmieje się dziś Dubicki. Ślady po żużlowym laczku zostały na długo.
Jako młodzieżowiec w pilskiej Polonii nie doczekał się zwycięstwa biegowego. Ten moment przyszedł dopiero, gdy do startów w gdańskim Wybrzeżu namówił go Lech Kędziora.
Dwa sezony spędzone w gdańskim klubie to najlepszy okres w jego przygodzie z czarnym sportem.
- W ostatnim sezonie miałem średnią około 1,86, gdzie były 2 ligi, ale za uścisk dłoni prezesa nikt nie będzie jeździł. Trochę się uniosłem honorem i chyba miałem rację, chociaż któż wie może jeździł bym po sezonie 98 jeszcze trochę – wyznaje Marceli.
Wielu pamięta chyba jego najlepszy występ w finale Brązowego Kasku. To był 1995 roku, kiedy to zawody wygrał Rafał Dobrucki, a Marceli z dorobkiem 10 punktów był piąty.
- Mile wspominam wygrany Memoriał Jerzego Białka przed Walaskiem i Staszewskim, czy trochę wygranych biegów młodzieżowych na wyjazdach – podkreśla pilanin.
- Wykorzystałem to co mogłem, kijem Wisły nie zwrócę, chociaż bym chciał, ale cóż...
- Rzeczywiście miał szanse dać z siebie więcej, osiągnąć bardziej spektakularne wyniki, ale w dużym Gdańsku nie jeden z obiecujących zawodników się nie przebił dalej – uważa także Lech Kędziora.
Dubicki do dziś utrzymuje bardzo dobre kontakty ze swoimi przyjaciółmi: Jarosławem Olszewskim i Mariuszem Frankowem. W szufladzie trzyma do dziś kartki z życzeniami od swoich fanek za czasów pilskiej Polonii.
Sentyment pozostał. No tak mówiono przecież o nim: To nasz chłopak…
Marceli Dubicki 11 lat pracuje w niemieckiej firmie transportowej. Wozi żywność, a więc w dzisiejszych czasach ponosi wielkie ryzyko, będą bardzo potrzebnym.
Aktualnie jest w okolicach Dortmundu. Na święta nie dojełał do rodzinnej Piły. A na Batorego czekali na niego rodzice i siostra Ola.
Mariusz Markowski
Napisz komentarz
Komentarze