To było wręcz niewiarygodne. Mury hali sportowej przy Bydgoskiej to wytrzymały! Napięcie, emocje, dramat wielkiego faworyta i nieopisana, pokrywająca się z niedowierzaniem, radość, maluczkich wówczas jeszcze pilanek. Tak! Pierwsze mistrzostwo kraju w siatkówce kobiet, dla zespołu znad Gwdy, stało się faktem.
W minioną sobotę, 25 kwietnia, minęło dokładnie 21 lat od historycznego sukcesu. siatkarek z Grodu Staszica.
Dziś, gdy zastanawiamy się nad dalszymi, niezbyt optymistycznymi losami tej dyscypliny w Pile, pozostają nam wspomnienia, tych wspaniałych tłustych lat Pilskiego Towarzystwa Piłki Siatkowej.
A pierwsze mistrzostwo Polski smakuje przecież do dziś.
Adam Grabowski, przez lata związany z pilską siatkówką, ten który przeżył już wiele wzlotów i upadków, z uparciem cytuje w tym momencie słowa mistrza, że zwycięzcą bywa się tylko jeden dzień…
*
Siatkówka kobiet swój początek w grodzie Staszica, zapisała w 1979 roku. W ramach WKS „Sokół”, starując pod okien nestora Kazimierza Sadowskiego, w lidze międzywojewódzkiej.
Trener, który budował od początku reprezentację pilskich siatkarek, w pamiętnym 1993 roku, gdy zakładano PTPS Prasa Piła, przekazał bezpłatnie 9 siatkarek rozwiązywanego Sokoła do PTPS.
Od tego momentu kibice kobiecej pilskiej piłki siatkowej mieli możliwość obserwacji i kibicowania dobrej siatkówce, lecz jeszcze nie tej mistrzowskiej.
Na konferencji prasowej przed sezonem 1998/99 nowy trener Jerzy Matlak ,,uwiódł” mnie dość pewnymi słowami, że prowadzony przez niego zespół wywalczy w tym sezonie medal i wcale nie musi być to medal brązowy.
Pamiętam to jak dziś. Gość, multimedalista mistrzostw Polski, wiedział co mówi.
Kazimierz Sadowski, którego Matlak promował na kierownika zespołu, chwalił się wówczas wcześniejszą znajomością z Matlakiem, z lat 80.
Ich współpraca zapowiadała się optymistycznie.
Ale w Polsce w tym momencie niepodzielnie ,,królowało” kaliskie Augusto, sponsorowane przez Ryszarda Augusta Tomaszka.
Trener Czesław Tobolski i jego ówczesny dream team, w sezonie 1997/1998 zdobył dublet tj. Mistrzostwo i Puchar Polski, awansował również do półfinału Pucharu Mistrzyń.
Kierownik zespołu Kazimierz Sadowski przekonywał wtedy: Augusto to zespół twardy, obyty w trudnych meczach, zawodniczki mają właściwą ideo motorykę, jeden pogląd: być najlepszymi, być mistrzyniami. Dodawał także: Podczas naszych meczów w Kaliszu było widać organizację imprezy, wspaniały klub kibica, ukazywali się „wolontariusze” których zamiarem było dokuczanie nam jako przeciwnej ekipie. Trener Matlak poświęcał dużo czasu nad planem gry oraz analizował taktykę akcji na podstawie nagrania meczy zespołu „Augusto”, przed meczami w Pile, a wcześniej w Kaliszu stwierdzał, że to nie jest aż tak trudne by je ograć, że to one mają większe problem, obronić tytułu mistrza.
Ale zanim PTPS starło się o krajowy championat z Augusto, rozegrało morderczy, pięciosetowy półfinał z mielecką Stalą.
Po nim pilanki miały już w kieszeni srebro. Nikt jednak nie opijał wielkiego już sukcesu pilskiej siatkówki. Na ziemię sprowadzała wszystkich Dorota Rucka. To ona, jako jedyna z ówczesnego składu PTPS, znając jak smakuje mistrzostwo, przekonywała swoje koleżanki, że na świętowanie przyjdzie jeszcze czas, że w wielkim finale z Augusto, wcale nie są bez szans.
- Wśród młodszych zawodniczek jak ja czy Strządi (czyt. Beata Strządała) było jedne wielkie niedowierzanie. Tym bardziej miałyśmy w pamięci wcześniejsze mecze z ligi czy z Pucharu Polski, a w nich dostawałyśmy nieźle w tyłek.
Najbardziej doświadczone dziewczyny czyli Rucka, Archangielska, do tego jeszcze Kubarko, nakręcały tą cała atmosferę, to, że da się z Augusto wygrać.
Kalisz w swoim gronie miał niezłą ,,wojenkę” Był to zespół z mocnymi charakterami, tam każda chciała rządzić. Do tego jeszcze niesamowite ciśnienie na wynik. A nas był zespół, tam indywidualności – przypomina dziś Agnieszka Kosmatka.
Kazimierz Sadowski z kolei dodaje: Znaliśmy trenerów z Kalisza Tobolskiego i Lalka i ich pewne koncepcje gry. Jako trener mogę dodać, że Jerzy Matlak stawiał naszym zawodniczkom poprzeczkę wysoko. Zawsze powtarzał, że lepiej być dobrym niż przeciętnym.
Wraz z trenerem Adamem Grabowskim oraz kapitanem zespołu Dorotą Rucką na dodatkowych treningach, w fragmentach gry staraliśmy się przypominać uwagi trenera dotyczące poszczególnych akcji. Bardzo przyjazny dla zespołu był prezes Tadeusz Rzemykowski, to on wielokrotnie rozmawiał z trenerami i ze mną oraz właściwie motywował, wszystkie osoby towarzyszące zespołowi. Sponsorzy też poznawali co to jest wielki sport, jak trzeba trenować i być odpornym na innych by osiągnąć także ich sukces.
W wielkim finale dwa pierwsze mecze Augusto rozgrywało we własnej hali. Było pewne siebie. Bardzo pewne. Pilanki, skazane z góry na pożarcie, sprawiły nie lada niespodziankę, ba sensację. O ile w pierwszym meczy zdecydowanie góra były kaliszanki, tak nazajutrz miejscowi przecierali oczy ze zdziwienia. Niedoceniana Piła doprowadziła stan meczu do remisu 1:1.
Ależ w Pile zapowiadało się atrakcyjnie, ekscytująco. Tuż po żużlowym widowisku pilskiej Polonii z toruńskim Apatorem, na parkiet wyszły siatkarki Matlaka. Używając sportowego żargonu ,,strzepały dupsko” przyjezdnym dość łatwo. Mówiono nawet, że zbyt łatwo.
Zespół PTPS, skoszarowany na Płotkach w Geovicie, po sobotnim meczu, po kolacji miał spotkanie. Trenerzy mówili, że pierwsza wygrana u siebie to tylko podstawa do lepszej mobilizacji w rewanżu, że wszyscy pilscy kibice są olbrzymim wsparciem.
Uwagi te w niedzielnym meczu jakby uciekły naszym siatkarkom. Kto wie czy wpływu na rozstrojenie ich mobilizacji nie miała trasa przy stacji transformatorowej nieopodal Philipsa, gdzie wisiały zwłoki samobójcy. Widok przerażający i zapewne wytracający skupienie przed meczem.
A hala przy Bydgoskiej rozgrzana blisko 2 tysięczną widownią, była do cna.
Po czterech setach wynik na tablicy brzmiał 2:2.
W tie-breaku masakra! PTPS – Augusto 0:6.
- To było straszne. Stałem na sali w kilku miejscach, a w 5 secie nawet pod trybunami i w wyjściu. Z trenerem Jurkiem Matlakiem podczas przerw setowych wymienialiśmy uwagi czasem skomplikowane, a nawet dosadne – wspomina dziś Kazimierz Sadowski.
Trener Adam Grabowski był ochrypnięty, nie miał czasu w przerwach, Dorota Rucka i Ira Archangielska dopingowały koleżanki. W ostatnim secie z sali wychodzili obaj trenerzy, Matlak po kilku sekundach wrócił, natomiast Tobolski musiał zapalić papierosa.
Kaliszanki w 5 partii odzyskały chęć utrzymania mistrzostwa, znakomicie grały Małgorzata Glinka, Małgorzata Niemczyk - Wolska, Ewa Nogowska.
Jeśli przegramy to ostatni mecz odbędzie się w Kaliszu, w środowisku niezbyt przychylnym Pile – zdawali sobie sprawę pilscy kibice.
Kibice wstają, dopingują, przechodzą samych siebie. Trener Jerzy Matlak bierze czas, przypomina zawodniczkom ustalenia z przed tego spotkania. Niemal krzyczy: Realizujcie to co wam kazałem, po co ja tu jestem, rozpocznijcie swoją grę.
No i poszło!
Dorota Rucka, Elena Makszancewa, Beta Strządała, Irina Archangielskaja oraz pozostałe grały jak natchnione. Wygrały kibice wyszli na parkiet. Wielu oszalało ze szczęścia.
- Wielka radość , satysfakcja niesamowita. To był trudny sezon zwłaszcza gra w czwórce .5 meczów z Mielcem o finał i jeszcze gra w finale o ostatnim meczu nie wspomnę – podkreśla Agnieszka Kosmatka.
Premie były oczywiście takie jak zapisane w regulaminie przed sezonem. Wypłacone na czas! Ludzie w Pile byli z siatkarek dumni. To się dało odczuć na każdym kroku. Gdzie się człowiek nie pojawił były wielkie gratulacje łatwiej było żyć czasem, coś załatwić.
- Następny sezon trzeba było udowodnić swoją wyższość wiec jeszcze ciężej pracowałyśmy. Ale Matlak dbał. Nie było na co narzekać. Tylko zapierdzielać – wspominają dziś pilskie siatkarki.
Potem było holenderskie Oldenzaal i final four w tureckiej Bursie.
Czwartego miejsce w Europie nie powtórzył do dziś żaden z żeńskich klubów siatkarskich w kraju.
Mój przyjaciel Radek Patroniak w Głosie Wielkopolskim pisał:
Myślisz Piła, mówisz Matlak - tak w skrócie można opisać historię sukcesów pilskiego klubu. Cztery tytuły mistrza Polski, trzy wicemistrza i udział w Final Four Ligi Mistrzyń (w 2000 r. jako jedyna polska drużyna) - te wszystkie osiągnięcia pilanki wywalczyły pod batutą Jerzego Matlaka. Zwolniono go w 2003 r., bo jak sam twierdzi, działacze nie mogli się pogodzić z tym, że są w jego cieniu. Dwa lata później błagali go o powrót, bo wiedzieli, że jest ich polisą ubezpieczeniową…
Mariusz Markowski
Napisz komentarz
Komentarze