Na początku lat 90. resorty związane z ówczesną milicją i wojskiem otrzymały wyraźne dyrektywy: zakaz finansowania sportów nieobronnych. Siatkówka kobiet w pilskim Sokole przestała istnieć, lekkoatletyka w gwardyjskim klubie z naszego miasta, stanęła nad przepaścią.
W pierwszej części o Klubie Sportowym Gwardia Piła pt. ,,Tak rodziła się potęga” skupiłem się na kwestiach związanych z powstaniem klubu, jego pierwszych sukcesach.
Dziś o trudnym, jak nie najtrudniejszym momencie w dziejach klubu. O postępującej transformacji gospodarczej, która omal nie zrujnowała finansowanego w dużej części przez resort MSWiA, klubu.
Działania Gładysza
Początek lat 90, to dla ludzi zajmujących się sferą sportową w klubach, w olbrzymim stopniu finansowanych przez MON i MSWiA, był koszmar. Zwłaszcza dla dyscyplin nieobronnych jak siatkówka, lekkoatletyka czy inne podobne.
Sekcje padały jak mrówki. LA w Gwardii Piła, sekcja, która w latach 80 rozrosła się logistycznie i sportowo bardzo okazale, stanęła nad przepaścią.
Funduszy brakowało dosłownie na wszystko. Na koks, dzięki któremu ocieplany był budynek socjalny przy Okrzei, prąd, zlikwidowano etaty trenerskie w Szkole Policji.
Gdy rozwiązano Gwardyjski Pion Sportowy, który wspierał klub, Szkoła Policji systematycznie zaczęła się wycofywać z utrzymania obiektu przy ul. Okrzei i budynku socjalno - klubowego, który został oddany do użytku 1983 roku.
Gromadziły się trudności, co niosło za sobą oczywiście konflikty.
Prezesem klubu w tym okresie był zastępca komendanta Szkoły Policji płk Jan Obarowski. To on niebawem skierował do zarządzania obiektem i klubem, Bogusława Gładysza. Ów w zarządzie klubu był sekretarzem, niedługo potem został prezesem.
I trzeba to podkreślić! Właśnie dzięki działaniom Gładysza klub przetrwał ten trudny okres. Wymagało to wielu wyrzeczeń, jak choćby likwidację kilku etatów i zamiana biur na pokoje hotelowe, czy udostępnienie siłowni dla osób z zewnątrz, ograniczając w pewnym sensie dostęp zawodnikom.
Mało kto w to wierzył
Do obiektu przy Okrzei nie przyznawał się nikt. Nie było możliwości dodatkowego wsparcia ze strony miasta czy powiatu. Młodzież, która w tym czasie uprawia lekkoatletykę, żyła w niewiedzy, o wielkich kłopotach nie miała pojęcia.
Potrzeb było bardzo dużo.
Gładysz okazał się jednak kreatywnym przywódcą. Padł pomysł wykorzystania obiektu dla celów hotelowych!
Mało kto w to wierzył, ale…
Szalony pomysł znalazł jednak spore uznanie wśród gości z WNP, które handlowały na pobliskim rynku.
Kierownikiem sekcji LA został Roman Marciniak, a pomysł Gładysza o wykorzystaniu pomieszczeń opuszczonych przez pracowników biura i przystosowaniu ich w na potrzeby noclegu oraz cała logistyka zakwaterowanie osób przyjeżdżających na handel, spodobał mu się na tyle, że wyraził zgodę na zajęcie się tym przedsięwzięciem.
Szansa dla klubu, dla obiektu
Wieść o możliwościach hotelowych bardzo szybko rozniósł się po pilskim rynku. Pierwsze wyposażenie hotelu stanowiły łóżka, koce i pościele wypożyczone ze Szkoły Policji. Lokatorzy pojawili się już po kilku dniach.
Jednocześnie nie zabrakło też problemów z tym związanych. Roman Marciniak z wypiekami na policzkach opowiadał wówczas o przyjęcie czasami zmarzniętych, wymęczonych podrożą ludzi. Przyjeżdżali ponad tysiąc kilometrów aby zarobić na utrzymanie swoich rodzin.
Wielu z nas pamięta jak wówczas wyglądał nasz pilski rynek.
Pomysł z tzw. noclegownią był jednak trafiony. Marciniak też się sprawdził. I była to raczej jedyna szansa w ówczesnej dobie dla klubu i dla tego budynku przy Okrzei.
Wpływały pierwsze pieniądze
Za pierwsze kupiono pół przyczepy koksu, aby było na ogrzewania budynku. Zapłacono faktury za prąd, uregulowano osobom dozorującym obiekt. Pojawiła się szansa na honoraria dla trenerów. Ba, zyski pozwoliły na urządzenie siłowni, jednej z pierwszych w Pile, oddzielnej dla pań i panów.
Klub powstawał z kolan.
Niedźwiedzie przy Okrzei
Sielanki z tzw. hotelem – jakby ktoś mógł przypuszczać - jednak nie było. Był różne sytuacje z samymi mieszkańcami. Początkowo przy Okrzei mieszkała też obsługa słynnej wówczas w Pile dyskoteki Miami Nice. Wykorzystanie obiektu odbywało się jedynie w weekendy i trzeba było z tego wynajmu zrezygnować.
Bywały takie okresy, kiedy chętnych było tak wielu, że niektórzy nocowali w saunie czy na posadzkach w szatniach czy w łazience. Wystarczał śpiwór i coś pod głowę.
Humorystyczne, a zarazem ekstremalnie też było. Np. wówczas, gdy w jednym z pokoi coś wyraźnie piszczało, skomliło. Dozorujący wówczas Marciniak zdębiał gdy spod jednego z łóżek wystawały niedźwiedzie noski. Schowane był tam dokładnie trzy małe niedźwiadki, choć właściciel pokoju przekonywał, że ma tam małe ,,sabaki”, które sprzedaje na rynku.
Na drugi dzień dwóch małych kudłatych już nie było. Na trzeci dzień zniknął ostatni.
W hotelu nocowali też ludzie majętni. Ale to może na inny materiał…
Dzień dobry Pan Roman
Ci, którzy zamieszkiwali z czasem dawali się poznać, jako bardzo dobrzy ludzie, jedni do dziś są związani z Piła i handlują na rynku a przecież Minęło już ponad 25 lat. Ci, którzy przyjeżdżali z małymi dziećmi, a te uczyły się polskich słów i liter z dozorującymi, dzisiaj niektóre z nich skończyły studia w Poznaniu, a rodzice do dziś mieszkają w Pile. Marciniakowi zdarza się spotkać któregoś z nich w mieście. Zawsze go poznają, zwracając się tym charakterystycznym akcentem ,,Dzień dobry Pan Roman”.
- Jest to bardzo miłe. Ze swej strony mogę tylko powiedzieć, że to dobrzy ludzie. Tak jak ich wtedy odebrałem, jako człowiek. Wielu musiało się uczyć obycia, pochodzili z różnych stron tego wielkiego kraju, ale nie miałem do ich zastrzeżeń – wyznaje już dziś jako trener Gwardii.
Na Okrzei rządzi Powiat
Dziś stadion przy Okrzei to już całkiem inna bajka.
Będący pod zarządem Starostwa Powiatowego obiekt, pięknieje z każdym dniem. Przebudowany i zmodernizowany, rozdzielony na dwie części: mniejszą rekreacyjną i większą typowo sportową. Na dużym stadionie pojawiły się nowe siedzenia dla widzów, nawierzchnia, drogi dojazdowe i chodniki, w mniejszej - nowe wiaty …
Obiekt niebawem będzie dostępny dla każdego i będzie spełniał różne funkcje, od koncertowej, piknikowej, po sportową.
Tak więc wszelkie – w najtrudniejszym okresie - prace konserwacyjne, z utrzymaniem pyty boiska, kortu, żywopłotu, sprzątanie czy malowanie, nie trzeba już wykonywać społecznie i z pomocą dyżurnych, którzy poprzednio mieli styczność z obiektem.
Mariusz Markowski
Napisz komentarz
Komentarze