Pilanin Krystian Walczak planował w niedzielę 26 kwietnia przebiec Cracovia Maraton. Niestety, krakowską imprezę z powodu pandemii koronawirusa przełożono na jesień. – Miał to być mój czwarty maraton do Korony Maratonów Polskich. Maraton przełożono, ale ja biegu nie przekładam i zrobię go tutaj, w moim ogródku. Przebiegnę te ponad 42 kilometry na pętli 126,5 metrowej. 333 okrążenia. A żeby to miało jakiś sens, bieg ma cel charytatywny – mówił tuż przed startem, łącząc się na żywo z kibicującymi mu internautami.
Na takiej trasie biegnie się dużo wolniej niż na długiej prostej. Nie wiem, ile to potrwa. Nie wiem, czy dotrę do mety. Nie wiem, czy dam radę. Wiem tylko, że jeśli zdrowie pozwoli, pies nie odgryzie mi nogi, nic się po drodze do soboty totalnie nie wykrzaczy, spróbuję – mówił na parę dni przed startem Krystian Walczak z Piły, pasjonat biegania, współorganizator – wraz z żoną Ewą – pilskiej lokalizacji parkrun Polska.
By uzyskać tytuł zdobywcy Korony Maratonów Polskich, należy ukończyć pięć biegów na dystansie maratońskim o długości 42,195 km w ciągu 24 miesięcy (licząc od daty pierwszego ukończonego maratonu zgłaszanego we wniosku). Dla Krystiana Walczaka krakowski bieg miał być czwartym z serii - wcześniej już zaliczył Maraton Dębno, Wrocław Maraton i Poznań Maraton. Do pełni sukcesu pozostał Kraków i Maraton Warszawski planowany na pierwszą niedzielę września br. Plany pokrzyżował mu koronawirus. Postanowił przebiec maraton w swoim ogródku. Ale przebiec nie tak „po prostu”, a… po krakowsku!
- Postanowiłem, że przebiegnę ten maraton wokół mojego domu i ogródka. Ten pomysł chodził mi po głowie już od dłuższego czasu, ale zmotywował mnie ostatnio mocno wyczyn pewnego gościa z RPA, ultramaratończyka Ryana Sandesa, który 16 i 17 kwietnia br. okrążył swój dom 1463 razy. Na 110-metrowej trasie przebiegł 160,9 km. W ten weekend z rodziną mieliśmy jechać do Krakowa na Cracovia Maraton - kolejny z potrzebnych do odhaczenia w Koronie Maratonów Polskich. Kiedy go odwołali, strasznie się zapuściłem. Prawie nie biegałem. Informacja o Sandesie podziałała na mnie jak zimny prysznic… Obudziłem się. Uznałem, że czas coś zmienić. I rzuciłem sobie wyzwanie – wyznaje Krystian Walczak.
Ryan Sandes swój dystans 100 mil (ponad 160 km) pokonał w 26 godzin i 27 minut. - Ja nie jestem ultramaratończykiem i nie dam rady przebiec 160 km, ale maraton i owszem. Krakowską trasę także już kiedyś przebiegłem. Bez trudu wyznaczyliśmy ją więc na naszym terenie. Została dokładnie wymierzona. Żeby przebiec maraton będę musiał pokonać 333 okrążenia o długości ok. 127 metrów każde – wyjaśniał, przygotowując się do startu.
A ponieważ maraton miał być w Krakowie, wraz z bliskimi – żoną Ewą i dziećmi 8-letnim Olkiem oraz 4-letnią Idą (wszyscy razem tworzą rodzinny team Biegające Walczaki - pod taką nazwą można śledzić ich poczynania na Facebooku) - postanowili przerobić ogród ma mały Kraków i przygotować krakowską scenografię. Tak, by przy okazji zabawę miały i dzieci. I oto Duśka została Księżniczką, jej ogrodowy, drewniany domek - zwany Domkiem Księżniczki - Wawelem, a pluszowy, różowy smok należący do dziewczynki – Smokiem Wawelskim. Trawnik od ulicy przemianowano na Błonie, a warsztat – na Hutę. Nie mogło zabraknąć i Sukiennic!
- Będę miał nieograniczony bufet, kurtynę wodną na życzenie i inne udogodnienia – cieszył się biegacz. W sobotę o godzinie 9.00 wystartował. Relację na żywo z przebiegu maratonu prowadzili na zmianę to Ewa, to syn Olek. I była to prawdziwie reporterska konferansjerka!
- Krystian rozpoczął właśnie 79 okrążenie. Zaraz wyłoni się ponownie zza winkla! Dziesiąty kilometr! Nasz zawodnik jest w dobrej formie, przynajmniej nie narzeka! Brawo! Brawo! Jedziesz dalej! Widać, że jest zmotywowany, że się przygotował! Dziesiąty kilometr! Dyszka! Brawo! Jak widzimy, za Krystianem biegnie pies, za psem Olek!
Także sam maratończyk chwytał za kamerkę i przekazywał wieści z trasy: - Przebiegłem właśnie obok Wawelu. A oto i sama księżniczka – chwilowo wyszła z zamku. Dyszkę zrobiłem w około godzinę i 12 minut - biegnie się trochę wolniej niż normalnie… Biega za mną nasz pies, Czarny, biega ze mną syn Olek. Rodzina robi strefę kibica - przy największych maratonach takich nie ma! Jest naprawdę fajnie!
- 166 okrążenie! Połówka! – krzyczy Ewa – Brawo! Jak widać nasz zawodnik nie zmęczony, w świetnej formie. Świetnie sobie radzi, wypił dużo wody, pół red bulla… jeszcze nie prosił o wodną kurtynę… 168 okrążenie! Jeszcze drugie tyle przed nim… Pogoda akurat na biegi – nie za ciepło, nie za zimno, w odwodzie mamy deszczownicę – będziemy robić prysznic naszemu zawodnikowi, ale na to przyjdzie pora. Krystian zrobił 20 kilometrów w 2 godziny i 26 minut, myślę, że to niezły czas jak na 126-metrową pętlę... Nasz biegacz trzyma się dobrze, pies za bardzo nie gryzie, a tego obawialiśmy się najbardziej (Czarny to młody jeszcze piesek, lubi czasem dla zabawy łapać za kostki przebiegające osoby…).
Za kamerę ponownie chwyta Krystian:
- I znowu Wawel… Tu zaczyna się ścieżka, którą już wydeptałem! A teraz krakowskie Błonia - to część naszego ogrodu, która pełna jest zieleni. Tak wygląda cała nasza krakowska trasa w Pile. Zza płotu kibicują sąsiedzi (tu słychać wiwaty zza kadru „brawo! brawo!”), Radek, Monika! I tak sobie biegam w kółko!
- Kochani, połączymy się z wami jeszcze na ostatnie kilometry! Gdy nasz zawodnik będzie dobiegał na rynek krakowski! Gdzie będzie grał hejnał z Wieży Mariackiej! O, to jest pomysł… No właśnie… która to godzina?! – sprawdza Ewa.
- Krystian zaczyna ostatnie okrążenie! 333! Ida czeka, już przygotowana do dekoracji, z medalem w dłoniach! Olek nagrywa! I jest nasz maratończyk! Wyłania się! Zaraz będzie na mecie! Jest! I skończył! Jeeeeeest! Huraaaaaa!!! Brawooooo! – krzyczą już i Olek i Ida. – Jesteś niesamowity! – dodaje Ewa.
- Ja też jestem niesamowita! – mówi Duśka i wręcza tacie medal z pięknym, czerwonym sercem, który ona i Olek zrobili zupełnie sami.
- Jak się czuję? Czuję ulgę! 5 godzin 57 minut – jeszcze nigdy tak długo maratonu nie biegłem. Przyznaję, miałem kryzys, spuchłem... To było po 4 godzinach i 40 minutach biegu. Było to bardzo duże wyzwanie. Sam bieg na tak krótkich okrążeniach nie jest taki zły, okazuje się, bo tak dużą uwagę trzeba poświęcić na liczenie okrążeń, tak szybko zmieniają się te liczby, że trzeba skupić się mocno na liczeniu i praktycznie nie myśli się o biegu. Biegnie się automatycznie. Rozpocząłem o 9.00, jest godzina 15.00 – mówił Krystian Walczak tuż po zakończeniu biegu.
***
Ale ten ogrodowy maraton Biegających Walczaków to nie tylko osobiste wyzwanie dla Krystiana i nie tylko zabawa dla całej rodziny. To także wspaniała, charytatywna inicjatywa.
- Na parę już dni przed startem ogłosiliśmy akcję „Maraton w ogródku – charytatywnie”. Poprosiliśmy wszystkich, którym spodobał się nasz pomysł i wszystkich, którzy zechcą nam kibicować, by dokonali wpłaty na wskazany przez nasz cel. Po to, by to wszystko miało jakiś cel i jakiś głębszy wymiar – mówi K. Walczak.
Wybrał zbiórkę środków na badania nad leczeniem urazów rdzenia kręgowego.
- Wszyscy możemy przyczynić się do tego, że ludzie, którzy w wyniku wypadków doznali przerwania rdzenia, wstaną z wózków i będą chodzić. Są prowadzone badania nad nowymi metodami leczenia tego urazu, a ich powodzenie będzie dobrą wiadomością dla nas wszystkich. Bo wypadek, choćby samochodowy, może przecież przytrafić się każdemu z nas - przekonywał Krystian Walczak. Po biegu podziękował wszystkim ofiarodawcom.
- Zebraliśmy 35 euro czyli jakieś 160 zł. To średnio 4 zł za jeden przebiegnięty przeze mnie kilometr. Uważam, że to bardzo dużo jak na rodzinny fanpage. Wiedzcie, że ja zrobiłbym to i bez wpłat, ale fajnie, że przy okazji jakąś cegiełkę dorzucamy do tych badań. One przynoszą efekty – powiedział, zamieszczając na dowód tych słów na profilu Biegających Walczaków film. Można w nim zobaczyć jak David Mzee, który z powodu przerwanego rdzenia nie mógł chodzić, po wzięciu udziału w próbach klinicznych dotowanych przez takie wpłaty, przeszedł linię startu biegu Wings for Life World Run w zeszłym roku, a później także spory kawałek podczas innych zawodów. - Dzięki, że zechcieliście przyłączyć się do naszej rodzinnej zabawy! Jesteście wielcy!
Maraton udał się. Oczywiście do Korony Maratonów Polskich nie zostanie zaliczony, ale to dla naszego biegacza nie ma dziś znaczenia. Cracovię Maraton zaliczy z pewnością jesienią. Do samego wyczynu podchodzi z dystansem:
- Nie chciałem nikomu udowadniać, że można. Chciałem sprawdzić, czy ja mogę… - mówi – Jestem szczęśliwy. Bawiłem się dziś świetnie!
eKi
Napisz komentarz
Komentarze