Minął miesiąc od wypadku do którego doszło na skrzyżowaniu u zbiegu ulic Lelewela i Bydgoskiej. W wyniku zderzenia karetka, w której – ponoć - trwała akcja reanimacyjna, została zniszczona. Pacjent zmarł w szpitalu, po tym jak dowiózł go tam ambulans zastępczy. Prokuratura cały czas prowadzi śledztwo i - jak podkreśla - nie będzie ono krótkie bowiem sprawa staje się wielowątkowa. Pojawiły się nowe fakty, co do (nie)prawidłowości pracy ratowników medycznych…
Przypomnijmy: Ambulans ze Szpitala Powiatowego Sp. Z o.o. w Wyrzysku, który na co dzień stacjonuje w Wysokiej, jechał na sygnale, w środku – miała trwać - akcja reanimacyjna 67-letniego mieszkańca gminy Wysoka. 34-letnia kobieta prowadząca mitsubishi skręcała w lewo i wtedy doszło do zderzenia. Kto zawinił? Na to pytanie stara się odpowiedzieć biegły z zakresu rekonstrukcji zdarzeń drogowych. Jednak, choć od wypadku minął miesiąc, prokuratura jeszcze nikomu nie postawiła zarzutów i ciągle bada kto jest winnym wypadku, a także czy można mówić o związku przyczyno – skutkowym pomiędzy wypadkiem, a śmiercią pacjenta z karetki. Teraz do śledztwa trafił jeszcze jeden watek, który trzeba skrupulatnie przeanalizować.
- Nie mamy jeszcze wyników histopatologicznych pobranych podczas sekcji zwłok pacjenta. Dlatego na ten moment trudno powiedzieć, co było bezpośrednią przyczyną jego śmierci – informuje prok. Magdalena Roman, szefowa pilskiej prokuratury. – Ponadto, jak tylko takie wyniki będziemy mieli, to do śledztwa włączymy biegłego z zakresu ratownictwa medycznego. Jest to koniecznie, gdyż do prokuratury trafił anonimowy list, w którym mowa, że ratownicy w sposób nienależyty dopełnili swoich czynności podczas ratowania życia pacjenta. Z listu wynika, że nie powinno się przeprowadzać reanimacji kiedy karetka jest w ruchu, a najprawdopodobniej tak było. Dlatego tematowi przyjrzymy się bliżej – dodaje prok. Magdalena Roman.
W anonimie wskazano, że karetka na czas reanimacji musi się zatrzymać. Jeśli jest taka konieczność, to do pomocy należy wezwać zespół ratownictwa medycznego z najbliższego szpitala. W żadnym razie nie można przeprowadzać reanimacji w momencie, gdy karetka jedzie. A tak – ponoć – było w przypadku zespołu z felernej karetki, która ucierpiała w wyniku wypadku.
Prokurator Magdalena Roman dodaje, że sprawie trzeba się dokładnie przyjrzeć, a to wymaga czasu. Śledztwo prawdopodobnie zakończy się dopiero pod koniec roku i wówczas dowiemy się kto usłyszy zarzutu w kwestii wypadku i w sprawie śmierci pacjenta, jeśli okaże się, że do zgonu nie doszło w sposób naturalny.
(es)
Napisz komentarz
Komentarze