Liczba ofiar śmiertelnych czadu od lat stoi na tym samym, zerowym poziomie i to z pewnością najważniejsza informacja. Czujności jednak nie można zatracić, bo tlenek węgla co pewien czas próbuje zbierać śmiertelne żniwo.
- Niestety, jak tylko temperatury spadły zaczęliśmy odnotowywać zdarzenia z udziałem tlenku węgla czy też pożary kominów – mówi Paweł Kamiński z pilskiej straży pożarnej.
A wszystko to pomimo prowadzonej od wielu lat bardzo intensywnej kampanii na rzecz uświadamiania mieszkańców na temat zagrożeń jakie niesie za sobą tlenek węgla. Być może właśnie dzięki tym działaniom liczba ofiar śmiertelnych wciąż wynosi zero, ale nie zmienia to faktu, że liczba samych zdarzeń do identycznego poziomu zejść nie chce.
- Rzeczywiście my od wielu lat prowadzimy taką kampanię i widzimy pewną poprawę. Coraz więcej osób ma czujki tlenku węgla. Niemniej w 2019 roku mieliśmy 27 zdarzeń. Poszkodowanych zostało 14 osób. Mówię tu o osobach, które uległy podtruciu, bo ofiar śmiertelnych na szczęście od kilku lat nie notujemy. Z kolei od początku tego roku takich zdarzeń mieliśmy 20, a liczba poszkodowanych wyniosła 6 osób – podaje Kamiński.
Pod koniec 2020 roku statystyki mogą być więc nieco wyższe, choć prawdopodobnie nie będą odbiegały znacząco od średniej. Bardzo dużą pracę w zapobieganiu tragediom odgrywają czujki tlenku węgla. Standardowo kosztują one ok. 100zł, choć często można wydać na jej zakup nieco mniej.
- Czasami zdarzają się sytuacje, gdy jeździmy na akcje, gdyż zadziałała taka czujka tlenku węgla. Najczęściej ona rzeczywiście wskazała pewien poziom tlenku węgla w pomieszczeniu. Zdarzają się również sytuacje – nazwijmy je zabawnymi – w których czujka zadziałała pokazując, że po prostu trzeba wymienić baterie. Niemniej wolimy jeździć do takich zdarzeń niż do takich, gdy są osoby poszkodowane – deklaruje Paweł Kamiński.
A czy w ostatnich latach nasza świadomość na temat zagrożenia wzrosła? Okazuje się, że tak i nie opieramy się już jedynie na sprzęcie, czyli wspomnianej czujce tlenku węgla, ale także na własnych doświadczeniach i informacjach przekazywanych przez strażaków. Bardzo często mieszkańcy, nim jeszcze strażacy zdążą dojechać na miejsce, sami wietrzą pomieszczenia, co jest działaniem kluczowym. A czy istnieje protokół, dzięki któremu moglibyśmy w stu procentach uchronić się przed zagrożeniem?
- Przede wszystkim, jeśli mamy urządzenia, w których spalanie może być niepełne, to musimy o nie dbać. Fachowcy powinni przynajmniej raz do roku sprawdzać te urządzenia. Kominy dymowe w przypadku ogrzewania drewnem czy węglem muszą być czyszczone przynajmniej raz na kwartał, a w przypadku ogrzewania paliwem płynnym przynajmniej raz na pół roku – podsumowuje Paweł Kamiński.
Napisz komentarz
Komentarze