Dusza człowiek. Szczery do bólu, życzliwy, mający niesamowitą siłę pozytywnego nastawienia do życia. Leszek Pepliński, ikona Wyrzyska, legenda klubu Łobzonka, nie żyje. Bardzo żałuję, że o tym smutnym wydarzeniu dowiedziałem się zbyt późno.
Wielu w stosunku do niego używało przydomku Latający Holender. Jego ekspresyjność, hart ducha, zdolności organizacyjne w zupełności predysponowały Leszka do tego miana.
Dla mnie jednak to zawsze był i będzie Prezes Wszechczasów wyrzyskiej Łobzonki.
Chociaż powiem szczerze, że mi bardziej swoją osobowością, przede wszystkim sympatycznym zachowaniem, a nawet wyglądem, przypominał francuskiego aktora Louisa de Funesa.
Miałem niekłamaną przyjemność poznać go, współpracować, chyba nawet zaskarbić jego przyjaźń. Nigdy nie odmawiał pomocy, służył dobrą radą, można było z nim konie kraść.
Dla przede wszystkim znakomity organizator. Radził sobie na równi, dzieląc obowiązki swojej firmy wraz z działalnością społeczną w klubie.
W Łobzonce, jako prezes pracował blisko ćwierć wieku. Dla wielu przypisywany był przede wszystkim jako twórca tenisowej potęgi Wyrzyska. Ale to mylne pojęcie, bowiem ,Leszek obok początkowej działalności szachowej w Łobzonce, bardzo pokochał kopaną.
Tak! Futboliści – jak pamiętam – byli jego oczkiem w głowie. To z nimi dzielił się w 1999 roku, największym sukcesem – awansując do finału baraży o IV ligę. Prezesem już wówczas nie był, bo nieoczekiwany wylew (1997 rok) odebrał mu to co miał najlepsze – niespożyte siły i kreatywność do działania na rzecz klubu.
Wcześniej rozwinął w Łobzonce tenis stołowy. To było jakże ważne ogniwo w jego przygodzi z Łobzonką. Był dumny w osiągnięć córki Wioletty czy synów Dariusza i Janusza, a nieco później zięcia Włodka Ordzy, z którym miałem przyjemność współpracować w drugiej połowie lat 90.
W 1987 r. drużyna pań awansowała do II ligi tenisowej, a mężczyźni cztery lata potem. Ba, dokładnie w 1997 roku, w Wyrzysku zawitała już I liga!
Pepliński lubił wyzwania. Nie cofał się przed niczym. Jak wybudował małą drewnianą halę służącą głównie tenisistom, wie tylko on i pracownicy jego firmy … malarskiej. Ba, a jak powstała hala, wraz z szatniami i pokojami gościnnymi to teraz tylko bóg raczy wiedzieć.
Gdy Leszek opowiadał jak doszło do budowy obiektu przy boisku piłkarskim w Wyrzysku, można było odnieść wrażenie, iż słucha się opowieści rodem z science fiction …
Z tego co pamiętam najpierw powstały dwie szatnie, potem hala sportowe, a na dokładke wiele pokoi gościnnych, które przez lata służyły jako hotel, w którym gościły setki sportowców.
Zapytajcie dzisiaj w Wyrzysku jak to powstało i na co było, a na co nie było najmniejszego pozwolenia.
Henryk Rogala, przed laty czołowy tenisista stołowy, byłego województwa pilskiego, nie ukrywa, że Leszek Pepliński to dla niego ,,mały wielki człowiek”
- To dzięki niemu tenis stołowy miał taki rozkwit w Wyrzysku. Pamiętam gdy zespół awansował do I ligi, prezes Pepliński ściągnął tuzy polskiego tenisa: Andrzeja Grubbę, Leszka Kucharskiego i Stefana Dryszela. To był hicior, prawdziwy majstersztyk, którego w Wyrzysku mógł dokonać tylko Pepliński - podkreśla Henryk.
Z kolei wychowanek wyrzyskiej Łobzonki, Piotr Gałecki, grający m.in. w trampkarzach klubu z Wyrzyska, jego trener w kolejnych latach, wspomina: Przed laty, podczas zakończenia bodajże rundy jesiennej, prezes Pepliński nieoczekiwanie zaprosił naszą drużynę trampkarzy do kawiarni Jagienki. Były napoje i ciastka. To było duże zaskoczenie, bo na ogół takie podsumowania mieli tylko seniorzy. Byliśmy zaszczyceni postawą prezesa pierwszy, ale nie ostatni raz. Przez lata potrafił zjednać wiele środowisk, prowadził bardzo rozsądną politykę klubową. Zawsze dla dobra ludzi, dla wyrzyskiego społeczeństwa – mówi nam Piotr.
W 1999 roku Łobzonkę w barażach prowadził trener Zbigniew Krzoska. – Zapamiętam Leszka Peplińskiego jako prawego człowieka o wielkim, otwartym dla ludzi sercu. Ileż to meczów był wygranych i przegranych. Nigdy nie zdarzyło się, aby prezes wybuchał złością. Zawsze miły, serdeczny dla zawodników obu zespołów, sędziów. Takie zachowania to dzisiaj rzadkość – mówi popularny Puma.
W grudniu odszedł z naszego grona nietuzinkowy człowiek. Wiem, że wspominam o nim niewiele, z jego jakże ofiarnego, tego przez duże S, społecznego życia.
Żałuję, że nie dane mi było osobiście go pożegnać w grudniowe przedpołudnie.
Spoczywaj w spokoju Leszku!
fot. naszwyrzysk.pl
Napisz komentarz
Komentarze