Nie mogę w to uwierzyć. Długo mi to nie da spokoju. Na co dzień uśmiechnięty, pełen energii, taki gejzer życzliwości, pasjonat sportu, praktycznie profesjonalista pilskiego kolarstwa, nie żyje! Tak! Piotr Nowacki zginął tragicznie podczas rozgrywanego w Sobótce/Wrocławia wyścigu kolarskiego.
Wielu kilkakrotnie przecierało oczy, gdy w niedzielę czytało o tym tragicznym wydarzeniu.
To był prosty, bezpieczny wydawałoby się odcinek trasy. Ba, przy drodze nie było drzew czy np. znaków i … jeden przejazd na pole zwany przepustem. I to taki zwykły, wcale nie betonowy, kawałek rury zasypanej ziemią. Ale to wystarczyło. Jak do tego doszło? Dlaczego Piotr z impetem tam wjechał?
Zginął… Nie do wiary… Zginął czerpiąc olbrzymią satysfakcję ze swojej miłości do sportu. Żadne to oczywiście pocieszenie.
Pamiętam jak kiedyś Rafał Przybylski, podobny pilski pasjonat kolarstwa, dziś mieszkaniec Kalisza, opowiadał, że pierwszą "setkę" na rowerze zrobił czując rękę Piotra na swoich plecach... Tak! Piotr Nowacki zawsze zostawał z najsłabszymi z grupy.
Ten sam Przybylski wspomina teraz: Piotra poznałem blisko dwadzieścia lat temu... Jak wielu nas - pilskich amatorów kolarstwa - zaraził bakcylem cyklozy. Wiele godzin przegadaliśmy w jego pierwszym sklepie rowerowym przy ul. Konopnickiej później w innych lokalizacjach sklepu i serwisu kolarz.pl. Nigdy nie odmówił mi pomocy... Był sportowcem z krwi i kości. Był autorytetem dla młodzieży dla której poświęcił wiele lat swojego życia. Chłopcy poszli by za nim w dym... Przez kilka lat wspólnie kręciliśmy kilometry z młodymi adeptami UKS Sportowiec Piła. Te na treningach ale też te na zawodach. Kilku jego wychowanków to mistrzowie Polski. Był z nich bardzo dumny a swoją pomoc oferował również gdy już nie reprezentowali pilskiego klubu... Nigdy nie odmówił wspierania akcji charytatywnych... Nie był obojętny na ludzką krzywdę... Samemu sobie co kolejny nowy sezon startowy - choć lat przybywało - stawiał nowe wyzwania. Takie o jakich my mogliśmy tylko pomarzyć. W Kraju nie było zawodów kolarskich w których nie chciałby wziąć udziału. W wielu z nich - gdy już wystartował - nigdy nie był statystom - stawał na podium. Jego kolarskie korzenie sięgają czasów pilskiej Polonii skąd czerpał inspiracje do ciężkiego treningu. Wymagał od siebie wiele ale potrafił również zdopingować innych do ciężkiego treningu. Pilskie środowisko kolarskie straciło bardzo wartościowego człowieka.
Wiele podobnych informacji usłyszeliśmy w niedzielę od jego kolegów, przyjaciół.
Nie dowierzali.
Osobiście poznałem Piotra w restauracji Gringo. Namówił mnie wówczas na kawałki ryby w specjalnym sosie. Smakowało, a jak! Od tego się zaczęło. Potem było oczywiście wszystko związane z rowerami. Namówił mnie nawet w 2014 roku, na pierwszy w Pile triathlon. Zaufałem, przejechałem dzięki jego ekspresji, wyrazistości, tym czym zarażał innych do tzw. bakcyla cyklozy.
Odszedł teraz na niebieską trasę innego Cyklo.
Żegnał Piotrze!
Mariusz Markowski
Napisz komentarz
Komentarze