Ogień pochłonął dom. Na szczęście nikomu z mieszkańców nic się nie stało, ale w tej jednej chwili Agnieszka straciła wszystko. Dlatego my, dziennikarze, koleżanki i koledzy Agnieszki, zdecydowaliśmy się pomóc. Utworzyliśmy zbiórkę pieniędzy, które potrzebne będą na odbudowę domu, remont i odkupienie utraconych przedmiotów. Ale pomóc dziennikarce może każdy.
- Bądźmy z Agnieszką i bliskimi jej osobami w tak trudnym dla nich czasie. Pomóżmy odbudować ich DOM. Agnieszka, nasza redakcyjna koleżanka w jeden dzień straciła wszystko. Teraz ona i jej córka potrzebują wsparcia finansowego – piszą dziennikarze „Głosu Wielkopolskiego”, którzy utworzyli zbiórkę, by zdobyć środki na odbudowę domu i tym samym wesprzeć Agnieszkę i jej rodzinę. Pomóc może każdy.
W sobotę, 9 października, o godz. 12.00 straż pożarna w Pile otrzymała informację o pożarze budynku jednorodzinnego położonego przy ulicy Robotniczej w Pile. Paliło się poddasze oraz piętro. Ogień było widać na zewnątrz - szybko pochłonął dom.
- Zdecydowaliśmy się pomóc. Na stronie zrzutka.pl - https://zrzutka.pl/tm63aw - uruchomiliśmy zbiórkę. Dotąd zebrano ponad 13 tys. złotych.
Agnieszka Świderska to wieloletnia dziennikarka „Głosu Wielkopolskiego” i portalu pila.naszemiasto.pl. Zawsze chętna do pomocy - w swoich tekstach niejednokrotnie pisała o problemach mieszkańców Piły i Wielkopolski.
Na „stronie autora” Agnieszka pisze o sobie: „Żyję tym, czym żyje Piła i Wielkopolska. Na salach koncertowych i na salach sądowych. Na małych i dużych ulicach. Bo każda historia jest warta opisania”.
Pewnie wielu z was znało ten adres. Robotnicza 16. Był świadkiem z dziesięciu chyba najlepszych Sylwestrów w Pile pod rząd, nieskończonej liczby nocnych rozmów Polaków do rana, nieskończonych wieczorów muzycznych, alkoholowych i ludzkich. Nie wiem ile wspomnień mieści się w jednym metrze kwadratowym murów, ale te mury były ich cholernie pełne. Przeżyłam w nich to, co najpiękniejsze w życiu. Każdą miłość, każdą przyjaźń oraz Polkę. To był jej pierwszy świat. Tak jak kiedyś był mój. A wcześniej mojego najlepszego na świecie ojca i jednej z dwóch par najlepszych dziadków na świecie, bo druga para była w Śmiłowie. Nie wiem na ile miejsce, które było tym twoim pierwszym najważniejszym domem, staje się organiczną częścią ciebie. Ale dziś czuję się trochę jak z wierszu Norwida: “Jakby właśnie skończono pogrzebu obrzędy. I dym pozostał tylko, I dalekie śpiewanie”. Niestety, tomy poezji Norwida nie przeżył tego, co wydarzyło się w sobotę. Szczerze? Tak naprawdę to wciąż nie wiem, co się wydarzyło. Wiem tylko, że zdarzył się ogień, który zniszczył wszystko, co kochałam poza ludźmi. Moją muzykę. Moje książki. Bartka sprzęt muzyczny i pamiątki rodzinne. Pierwsze rysunki Poli, całe jej malarstwo ścienne i jej skarby. Na ile wycenić spalonego Stasiuka, a na ile spalonego Lema? Wiem, to tylko rzeczy. I tak o nich myślę, żeby się rozpaść na drobne kawałki, bo za każdą z tych rzeczy miała w moim życiu jakąś historię. Tak jak nigdy nie było w nim przypadkowych ludzi, tak nigdy nie było w nim przypadkowych książek i płyt. Raczej nie zdarzało się mi w życiu być materialistką, ale było kilka rzeczy, do których byłam przywiązana. Teraz ich nie ma. To bzdura, że ogień oczyszcza. Ogień brudzi i to cholernie. Na wszystkim zostawia ten swój cholerny zapach. Jakby był zazdrosny o każdą zdobycz. Co jego, to jego. Jak nie zdążył czegoś spalić, to naznaczył swoim zapachem. Myślałeś, że może coś uratowałeś, ale dzień, dwa dni później dociera do ciebie, że to złudzenie. To już jest jego, nie twoje – pisze Agnieszka.
- Najważniejsze jest jednak życie. W styczniu rok temu żegnałam mojego kumpla Szamana z którym świat stawał się tym najweselszym miejscem w naszej galaktyce i w kilku sąsiednich. Miał tego cholernego pecha, że znalazł się w tym samym miejscu co ogień. My, na szczęście, byliśmy daleko. Żyjemy i nic poza tym się nie liczy. Uratował nas ten cholernie dziwny rok, w którym zdarzyło się dużo dziwnych i bolesnych rzeczy. Nie było nas od kilku miesięcy na Robotniczej, a za kilka kolejnych mieliśmy się przeprowadzać pod nowy adres. Nie zdążyliśmy. Wszystko, co mieliśmy, zostało i spaliło się na Robotniczej. Nie odbudujemy już tam swojego życia. Ono spłonęło i nic tego już nie zmieni. Zaczynamy od początku. Na Robotniczej zostaje jednak moja mama dla której ze Sławkiem chcemy odbudować ten dom. Niezawodna ekipa z Głosu już zorganizowała zrzutkę na ten cel. Jeżeli chcecie i możecie się dorzucić z całego serducha dziękujemy. Z całą resztą damy sobie radę.
Pomagamy!
Napisz komentarz
Komentarze