ZŁOTÓW Krystianek ze Złotowa ma dopiero 2 latka. - Rak zabija naszego synka. Zostało kilka dni, by zebrać kwotę potrzebną na terapię, która może go uratować. Pomóżcie nam – proszą rodzice
Dwuletni Krystian Rutkowski ze Złotowa choruje na neuroblastome IV stopnia. – Niestety, zostało już tylko 5 dni, by ubierać konieczną na podjecie leczenia go kwotę. A nie mamy nawet połowy… Bez tych pieniążków nie będzie następnego etapu leczenia. Chcemy, by ten apel trafił do jak największej liczny osób. By każdy wpłacić chociaż symboliczną złotówkę… - prosi mama Krystiana.
Neuroblastoma IV stopnia – nowotwór złośliwy nadnerczy z przerzutami do węzłów chłonnych, szpiku i kości – tak brzmi diagnoza. Za parę dni kończy się uruchomiona dla Krystiana zbiórka. Tymczasem trzeba zebrać niemal milion złotych.
- Tyle kosztuje terapia przeciwciałami anty-GD2, dzięki której nasz synek będzie mógł pokonać raka… Trzymamy w objęciach naszego prawie już 3-letniego synka i drżymy ze strachu przed najgorszym. Co, jeśli nie zdążymy? Co, jeśli śmierć przyjdzie wcześniej, niż ratunek? – pytają rodzice.
- Jesteśmy w trakcie radioterapii. Jeśli zaraz po niej nie rozpoczniemy kolejnego etapu leczenia, wszystko pójdzie na marne, a życie Krystiana będzie gasło na naszych oczach. Nie możemy czekać na dzień, w którym będziemy musieli żegnać się z naszym dzieckiem. Błagamy, pomóżcie nam go uratować.
***
Tragedii, które wszystko burzą, zwykle nic nie zapowiada. Przychodzą nagle, niespodziewanie. Tak jak ta.
- 14 czerwca 2017 roku dowiedzieliśmy się, że Krystian umiera. Dzisiaj słyszymy, że ostatnia szansa na to, aby żył, kosztuje prawie milion złotych. Chociaż nasz synek jest na tym świecie tak krótko, wycierpiał więcej, niż niejeden z nas. Dostał od życia dwa lata dzieciństwa. Później przyszedł rak, który dzieciństwo zamienił w cierpienie. Zaczęło się niewinnie – ból brzucha, lekki stan podgorączkowy. Objawy, które jeszcze wtedy pozwalały myśleć, że to tylko zwykła infekcja. Lekarz przepisał antybiotyk, wręczył receptę i kazał wracać do domu. Po kilku dniach ból wrócił silniejszy, Krystian nie był już w stanie stanąć na nóżkach. Pojawiło się podejrzenie zapalenia wyrostka. Dzisiaj dalibyśmy wszystko, żeby to tamta diagnoza była prawdziwa, a nie ta, która nadeszła kilka dni później. Lekarze wykryli zmiany nowotworowe rozciągające się na
Neuroblastoma IV stopnia – rak tak okrutny, że atakuje tylko dzieci, zabierając życie tych najbardziej niewinnych.
- To, co stało się później, to koszmar, który do tej pory znaliśmy tylko ze zdjęć i kilku filmów. Koszmar, który stał się naszą codziennością. Jeszcze kiedy lekarz przekazywał nam najgorsze informacje i wręczał skierowanie na oddział, wszystko wydawało nam nierealne, brzmiało jak sen, z którego za chwilę się obudzimy. Później, trzymając synka na rękach, trafiliśmy na oddział onkologii dziecięcej. Dopiero tam dotarło do nas, że nasze dziecko naprawdę może umrzeć – opowiada mama chłopca.
W maleńki organizm Krystiana wlewano litry chemii. Słabł na oczach rodziców, przestawał jeść i pić, miał popalone błony śluzowe w buzi.
- Walczyliśmy o każdy kęs i każdy łyk – byle tylko Krystian miał siłę, by dalej walczyć. Kiedy wypadły mu włoski, pytał nas, dlaczego tak się dzieje. Oswoił się dopiero wtedy, kiedy widział dzieci takie jak on – też z łysymi główkami. Po trzecim cyklu chemii stan Krystiana pogorszył się do tego stopnia, że trzeba było przetaczać krew.
- Pęka nam serce, kiedy w domu widzimy puste łóżeczko Krystiana. Odkąd zachorował, jego domem stał się szpital.
Na onkologii jest z nim głównie tata. Mama musi być w domu – z braćmi Krystiana, którzy również chorują. Krzyś ma stwierdzoną wadę serca, Oskar – zaawansowaną astmę. - Bracia często pytają o braciszka, zastanawiają się, kiedy wróci. Jak wytłumaczyć im, że Krystian jest tak bardzo chory? Wszyscy razem bywamy rzadko. Te kilka dni, kilka chwil spędzonych razem to dla nas za mało, ale każdy stara się, by chociaż na trochę Krystianek zapomniał o tym wszystkim, do czego musi wrócić – do chemioterapii, kroplówek, igieł…
W grudniu, na chwilę przed świętami, chłopiec przeszedł operację usunięcia guza z nadnercza i węzłów chłonnych. W trakcie operacji okazało się, że jest jeszcze jeden guz – pod nerką. Lekarze zrobili wszystko, by usunąć jak najwięcej. Niestety, pozostała masa resztkowa.
- Całe święta spędziliśmy w szpitalu, w wigilię życzyliśmy sobie jednego – by Krystian żył… Po operacji konieczna była megachemia – ta najostrzejsza, bo niszcząca resztę komórek neuroblastomy. Megachemia wyniszczała też szpik, dlatego konieczny był autoprzeszczep komórek.
- Jesteśmy po jedenastu cyklach chemii. Niedawno rozpoczęła się radioterapia. Zaraz po niej musi rozpocząć się leczenie immunologiczne przeciwiciałami DIinutuximab. Niestety, terapia nie jest refundowana w Polsce, a nasze dziecko kolejnej szansy może nie doczekać. Mamy mało czasu, bo rozpoczęcie leczenia zaplanowano już na marzec! Kwota, którą musimy zebrać do tego czasu to niemal milion złotych. Na tyle wyceniono życie Krystianka…
Kochani - zbiórkę na SiePomaga wsparło już ok. 20 tysięcy osób. Ciągle brakuje blisko 500 tys. złotych, by Krystianek mógł przejść nierefundowaną terapię. Pomóżcie.
Zbiórka na https://www.siepomaga.pl/ratujemy-krystiana.
bek
Napisz komentarz
Komentarze